Rynek książki stawia przed autorami wiele wyzwań – choć ich praca stanowi fundament branży, to sukces komercyjny osiąga jedynie nieliczna grupa. W USA jedynie około 13 autorom w skali roku udaje się sprzedać ponad pół miliona egzemplarzy, podczas gdy większość tytułów nie przekracza progu opłacalności. W Polsce sytuacja nie wygląda lepiej – nawet gdy książka staje się bestsellerem autor nie ma co liczyć na lepsze stawki, co pokazuje spór o “Chłopki” Joanny Kuciel-Frydryszak.
Kto zarabia na książkach polskich autorów
Branża wydawnicza w Polsce od lat działa na tradycyjnych zasadach, w których podział zarobków budzi kontrowersje wśród twórców. Szacuje się, że autorzy otrzymują jedynie 10 proc. wartości sprzedaży książki, podczas gdy zdecydowana większość zysków trafia do sprzedawców i wydawcy. Przyjmując takie założenie autorka “Chłopek” mogłaby liczyć na około 1,5 miliona złotych przychodu z książki, na której pośrednicy zarobili kilkanaście milionów. Choć to na autorach spoczywa nakład pracy twórczej, to dystrybutorom przypada największy udział w dochodach. Nawet ci, którzy wybierają self-publishing, ale wciąż korzystają z tradycyjnej dystrybucji, otrzymują jedynie około 40 proc. przychodu, mimo że to oni ponoszą największe ryzyko i koszty.
– Tradycyjny model dystrybucji książek nie jest już adekwatny do realiów współczesnego rynku. Autorzy, którzy samodzielnie przejmują kontrolę nad procesem wydania, produkcji, a także dystrybucji swojej książki, mogą liczyć na znacznie wyższy procent przychodu – mówi Krzysztof Bartnik, CEO i założyciel Imker. – Kluczem jest tu nie tylko produkcja, ale przede wszystkim budowanie relacji z czytelnikami i sprzedaż bezpośrednia, która pozwala na większy udział w zyskach. Internet pozwala autorom na pozyskanie danych swoich odbiorców, co stwarza nowe możliwości marketingowe i sprzedażowe.
American dream? Nie dla autorów książek
Podczas gdy w Polsce dyskusje o niezależności twórców wywołał bestseller „Chłopki”, w Stanach Zjednoczonych pretekstem do poruszenia tematu finansów w branży wydawniczej było dochodzenie antymonopolowe z 2022 roku.
Jeden z największych tradycyjnych wydawców książek, Penguin Random House, starał się przejąć innego giganta branży, Simon & Schuster, co zmusiło niemal wszystkich czołowych wydawców w USA do stawienia się przed sądem. Ujawnili, jak wygląda ich działalność oraz, co ważniejsze, przedstawili szczegółowe dane finansowe. Proces ten stał się inspiracją dla Elle Griffin, która opisała go w książce „The Trial”, rzucając światło na kulisy wydawniczych praktyk i wynagrodzeń w branży.
– Wnioski autorki były jasne – w obecnej formie tradycyjni wydawcy raczej nie mają przed sobą świetlanej przyszłości – mówi Krzysztof Bartnik z Imker. – Obecnie jedynie 35 proc. tytułów przynosi zyski wydawnictwu. Tylko raz na 5–10 lat wydawnictwu udaje się trafić na tytuł, który sprzedaje się nieprzerwanie przez lata, jak saga Zmierzch czy 50 twarzy Greya. Znacznie częściej – w aż 90 proc. przypadków – nakład książki nie przekracza dwóch tysięcy egzemplarzy, a przecież jest to rynek znacznie większy niż polski.
Sprzedaż bezpośrednia rozwiązaniem dla Autorek i Autorów?
Co ciekawe, amerykańscy autorki i autorzy coraz częściej wybierają model sprzedaży D2C (direct-to-consumer), rezygnując z pośrednictwa tradycyjnych wydawców oraz dystrybutorów. Taki model pozwala im na pełną kontrolę nad procesem sprzedaży, marketingiem i dystrybucją, a także zwiększa ich zyski. Obecnie kategoria romansów niemal w całości w Stanach Zjednoczonych opiera się na sprzedaży bezpośredniej.
– Tego typu rozwiązania stają się coraz popularniejsze, zwłaszcza wśród autorów posiadających własną publiczność, co daje im większą swobodę i sprawiedliwszy podział zysków. Podczas gdy w tradycyjnym wydawnictwie autor może liczyć na 5-10 proc. udziału w zysku, jako selfpublisher zyskuje aż 70 proc. z każdej sprzedanej książki. Nawet jeśli sprzeda mniej książek niż z pomocą wydawnictwa czy sieci dystrybucji, to zarobi na nich o wiele więcej – mówi Krzysztof Bartnik. – W Polsce również widać, że autorzy zaczynają dostrzegać korzyści płynące z takiej niezależności. Dzięki niej, twórcy mogą samodzielnie zarządzać swoją karierą i dochodami. Pozwala im na zachowanie większej kontroli nad procesem twórczym – dodaje.