Wszyscy tkwimy w bańkach zgodnych z naszymi przekonaniami na temat młodych, dojrzałych, kobiet, mężczyzn i tak dalej. Wbrew temu, jest to często wąski zakres wiedzy, co zmotywowało nas do decyzji o opowiadaniu i pokazywaniu, że świat może wyglądać trochę inaczej niż nam się wydaje – mówią Katarzyna Krzywicka-Zdunek oraz Dorota Peretiatkowicz, założycielki bloga i kanałów Socjolożki.pl, ekspertki od badań jakościowych oraz ilościowych.
W tym artykule przeczytasz o:
Jak narodził się pomysł na Socjolożki i jak ten projekt miał wyglądać?
Pomysł na Socjolożki powstał dwa lata temu i początkowo miał być to podcast, do którego tworzenia zostałyśmy zaproszone przez Onet. Nazwa “Socjolożki” już zdążyła do nas niejako przylgnąć – gdy występowałyśmy na różnego rodzaju konferencjach to tak nas właśnie przedstawiano, jako Panie Socjolożki. Podcast dla Onetu miał powstać na początku zeszłego roku i zainspirował założenie Instagrama. Chciałyśmy mieć jakiś content, żeby te Socjolożki nie były takim bytem “w zawieszeniu”. Zaczęłyśmy wtedy robić na Instagramie różne rzeczy i zanim faktycznie doszło do nagrywania podcastu to zdążyłyśmy się całkiem rozpędzić. Pierwsze odcinki zaczęłyśmy nagrywać w okolicach marca i tak naprawdę z tego zrodziła nam się idea Socjolożek.
Od wielu lat, w ramach pracy zawodowej, robimy badania marketingowe i na tym głównie zarabiamy. Stwierdziłyśmy, że chcemy się dzielić z ludźmi wynikami naszych badań. Przekazywać te dane osobom, spoza obszaru marketingu, zainteresowanym różnymi zjawiskami społecznymi. Chciałyśmy pokazać ludziom, jak wyglądają wyniki badań na różnego rodzaju tematy i wybić ich też trochę z takich baniek informacyjnych, w których funkcjonują. Wszyscy tkwimy w tych bezpiecznych bańkach zgodnych z naszymi przekonaniami na temat młodych, dojrzałych, kobiet, mężczyzn i tak dalej. Wbrew temu, jest to często wąski zakres wiedzy, co zmotywowało nas do decyzji o opowiadaniu i pokazywaniu, że świat może wyglądać trochę inaczej niż nam się wydaje. Otworzyć ludziom możliwość spojrzenia na te zjawiska społeczne trochę z lotu ptaka. Miałyśmy też trochę dosyć oglądania w programach publicystycznych takich “gadających głów”, socjologów, którzy mówią niezrozumiałym, trudnym językiem, nie wiadomo do kogo. My chcemy mówić do zwykłego człowieka, odbiorcy, w sposób przede wszystkim czytelny, zrozumiały i ciekawy.
Jakie tematy lub zjawiska społeczne szczególnie zainspirowały Was do rozpoczęcia działalności w przestrzeni internetowej? Czy był to jeden konkretny impuls, który Was zmotywował, czy może zbiór różnych kwestii, które od początku chciałyście poruszać?
Na początku chciałyśmy pisać o młodych oraz o kobietach, bo na ten temat miałyśmy i dalej mamy najwięcej badań. Natomiast w pewnym momencie, zupełnie niespodziewanie, w maju zeszłego roku, Fundacja Unaweza opublikowała raport dotyczący zdrowia psychicznego młodych osób. Wszyscy “rzucili się” na ten raport, bo wydawało się, że czegoś takiego nie było wcześniej na rynku, a tu nagle pojawiło się wielkie badanie zrobione na tak poważny temat. Media to podchwyciły i zaczęły o tym mówić. My zresztą także, przynajmniej do momentu, kiedy zaczęłyśmy się przyglądać temu raportowi i okazało się, że to badanie nie jest zrobione zbyt dobrze zarówno pod względem etycznym, jak i metodologicznym.
Wówczas uznałyśmy, że to jest kolejna działka, którą powinnyśmy się zająć, czyli analizowaniem tego, co w mediach jest publikowane. Niestety media często powielają informacje i błędy. Zależało nam na tym, żeby zwrócić uwagę na różne badawcze nieporozumienia, błędy, oraz trend “rozdmuchiwania” tematów lub tytułów. Wydaje się, że to nam się udało, bo gdy same popełniłyśmy błąd na koniec zeszłego roku, to nasi odbiorcy zaczęli zadawać nam merytoryczne pytania. Chcieli wiedzieć, jakie pytania zostały zadane, z jakiego źródła korzystałyśmy, na jakiej próbie przeprowadzono badanie. Zaczęli używać tego języka badawczego i to jest naprawde świetne. Wówczas my musiałyśmy przyznać im rację i dostrzec własny błąd.
Śledzenie tematów i wyników badań, które media często przedstawiają w sposób sensacyjny, wpłynęło również na kierunek działalności Socjolożek, co zostało zauważone przez media. Bardzo wielu dziennikarzy obserwuje nasz profil patrząc, jakie się pojawiają tematy. Kiedy w komentarzach pod artykułami pisałyśmy, że „to nie jest trend, bo mamy tu tylko trzech bohaterów historii i brak jakichkolwiek badań” albo że „to jest bańka warszawska, a nie obiektywna prawda”, dziennikarze, którzy nas obserwują, zaczęli zwracać uwagę na to, jak istotne są źródła i rodzaj badań. Dzięki temu coraz częściej w rozmowach o trendach opierają się na badaniach, a nie na rozmowach z kilkoma przypadkowymi osobami z Warszawy.
Czy dostrzeżenie zapotrzebowania na prostowanie błędnych przekonań dziennikarzy i wyłapywanie nieścisłości w przestrzeni publicznej można uznać za moment przełomowy dla Waszego kanału? A może taki moment już wcześniej nastąpił? Jeśli tak, co nim było?
To zdecydowanie był jeden z momentów przełomowych, ale nie spodziewałyśmy się, że przysporzy nam on aż tak dużej rozpoznawalności. Drugim ważnym momentem było nasze zaangażowanie w inicjatywę „Kobiety na wybory”, którą wspierałyśmy badawczo. Udało nam się wtedy niezwykle trafnie przewidzieć frekwencję kobiet. Gdy zaprezentowałyśmy te wyniki szefostwu jednej z firm zajmujących się exit pollami było to dla nich niezmiernie szokujące. Dostałyśmy telefon, że to niemożliwe, by aż tyle kobiet wzięło udział w wyborach. Jak się później okazało, nasze przewidywania były zgodne z rzeczywistością.
Współpracujemy także z SexEdem, a naszą pierwszą wspólną inicjatywą była akcja „Miłość bez przemocy”, poświęcona przemocy pozafizycznej w związkach. Dzięki temu zaczęłyśmy więcej mówić na ten temat, co również stało się jednym z ważnych momentów w naszej działalności.
W końcu, na początku wakacji w zeszłym roku zaangażowałyśmy butikową agencję PRową, założoną – podobnie do Socjolożek – przez dwie dziewczyny. Wsparły nas one w uporządkowaniu naszego wizerunku, żebyśmy zaczęły być postrzegane jako ekspertki od badań. Mamy wrażenie, że się to udało, bo końcówka zeszłego roku była naszym niemalże tourem po różnych śniadaniówkach i gazetach, gdzie udzielałyśmy się na różne tematy. Myślimy, że nadchodzący rok również będzie przełomowy. Będziemy wreszcie zbierać owoce naszej ciężkiej pracy. Choć na razie nie przekłada się to na zyski, to cały czas skupiamy się na dzieleniu się wiedzą. Stało się to niemal naszym drugim etatem.
Skoro mówimy o kwestiach finansowych, w jaki aspekt Waszej twórczości obecnie inwestujecie najwięcej – czasu czy pieniędzy? W jakim kierunku planujecie rozwijać te inwestycje?
Na razie inwestujemy głównie w badania dotyczące tematów ważnych, sezonowych, czy wydarzeń codziennych. Na przykład w ubiegłym roku, kiedy dziewczynka zamarzła na przystanku, badałyśmy, dlaczego ludzie nie reagują w takich sytuacjach. Staramy się reagować na różne zjawiska społeczne i przeprowadzać szybkie badania, oparte na próbie reprezentatywnej, by sprawdzić, jak Polacy postrzegają dane zjawisko, a nie tylko mieszkańcy Warszawy. To jest nasza inwestycja – wkładamy w to własne pieniądze i czas. Same tworzymy, co zajmuje dużo czasu, bo zależy nam na wyszukiwaniu źródeł wiarygodnych, a nie powielaniu tego, co można znaleźć w Wikipedii. Zamiast tego sięgamy po artykuły z zagranicznych i krajowych czasopism branżowych. Aby powstał post złożony z kilku kafelków przekopujemy się przez i analizujemy wiele różnych źródeł.
Z pewnością wymaga to ogromu pracy. Jak zarządzacie swoim czasem, dzieląc go między działalność internetową a pracę zawodową w agencji badawczej?
Praca nad postami odbywa się głównie wieczorami, choć czasami zdarza się, że zajmujemy się tym również w godzinach pracy. Mamy jednak to szczęście, że firma badawcza, w której pracujemy, należy do nas, więc traktujemy to jako inwestycję w rozwój naszej działalności. Kilkukrotnie zdarzało się, że dzięki Socjolożkom projekt trafił do naszej firmy. Choć sama działalność w ramach Socjolożek nie generuje bezpośrednich dochodów to owocuje ona w ramach zarobków naszej firmy – to się przenika. Działalność internetowa stanowi około 25% tego, czym się zajmujemy, a zdecydowanie więcej czasu poświęcamy na badania w ramach pracy zawodowej.
Czy w takim razie powiedziałybyście, że obecnie bardziej inwestujecie w budowanie marki osobistej?
Mamy nadzieję, że Socjolożki rozwiną się na tyle, aby mogły generować zyski z działalności na Instagramie. Mamy różne plany związane z książką czy podcastem, które być może przyczynią się do finansowych korzyści. Jednak nie czujemy presji, że musimy zacząć zarabiać na Socjolożkach w tym roku, bo w przeciwnym razie to rzucamy. Zarabiamy w innymi miejscu i jesteśmy z tego zadowolone. Jeżeli się uda, to będzie fajnie i będziemy się bardzo cieszyć, że trzy lata pracy przyniosły taki efekt.
Czy są jeszcze jakieś obszary tematyczne, których nie poruszyłyście dotąd w swojej twórczości na Instagramie, ale planujecie się nimi zająć w przyszłości?
Mamy wiele pomysłów, które chcemy zrealizować. Już niedługo ruszamy z podcastem pod tytułem „Lęk Nasz Powszedni”. Będzie składał się z dwunastu odcinków, a każdy z nich poświęcimy innemu rodzajowi lęku. Do współpracy zaprosiłyśmy psycholożkę Dorotę Mintę, co pozwoli połączyć perspektywę socjologiczną i psychologiczną. W rozmowach wezmą również udział inni eksperci. Liczymy, że z tych rozmów powstanie ciekawa książka.
Planujemy w tym roku skupić się także na podziałach związanych z płcią. Co miesiąc będziemy badać określone obszary i sprawdzać, jak kobiety i mężczyźni je postrzegają. Niestety, na obecnym etapie nie możemy uwzględnić osób niebinarnych, ponieważ w badaniach o zasięgu ogólnopolskim trudno jest zebrać wystarczająco dużą próbę, by wyniki były reprezentatywne.
Rozważałyśmy również pomysł przeprowadzenia badań dotyczących millenialsów, ale na razie odłożyłyśmy ten temat na bok. Być może wrócimy do kwestii kobiet – wcześniej dwukrotnie realizowałyśmy “Segmentację kobiet” we współpracy z Onetem, więc być może teraz jest dobry moment, aby ponownie podjąć ten wątek. Już tyle tematów badałyśmy – tematy przynosi nam życie. Najbardziej nas interesuje badanie napięć w różnych obszarach, bo uważamy, że takie napięcia wymagają rozbrojenia. Nie jesteśmy zwolenniczkami „głaskania” rzeczywistości – staramy się potrząsać takim myśleniem bańkowym i bezpiecznym, pokazywać, że ten świat ma różne oblicza.
Co sprawia Wam największą frajdę w pracy internetowej?
To, że ludzie się w to angażują, to że o tym rozmawiają, a wokół Socjolożek powstała społeczność naprawdę fajnych osób, które z nami korespondują. My odpowiadamy na wszystkie wiadomości. Nawet jeżeli nasi odbiorcy się z nami nie zgadzają – a są takie osoby, które nas obserwują i nie muszą się z nami zgadzać. Cieszy nas to, że w naszej społeczności możliwa jest kulturalna dyskusja bez wzajemnego obrażania się i hejtu. Ta społeczność sprawia nam radość. Taka zaangażowana, otwarta widownia, która pozytywnie reaguje na nasze inicjatywy i jest gotowa na dialog, daje nam ogromną satysfakcję i motywuje do dalszych działań.
Czy miałyście kiedyś chwilę zwątpienia i chęci ucieczki z internetu?
Nie, jeżeli któraś z nas słabnie, czy jest właśnie wkurzona na hejt, radzimy sobie wspólnie. Mnie to dotyczy częściej – muszę się pilnować, by nie reagować impulsywnie i nie odpowiadać hejterom tym samym. Dorota radzi sobie z tym lepiej. Potrafi to w sposób fajny rozbrajać i mnie hamować, żebym nie wchodziła w pyskówki. Dzięki temu, że jest nas dwie to gdzieś się to równoważy i nawzajem się nakręcamy zamiast dać się ciągnąć w dół.
Czy za duetem Socjolożek stoi ktoś jeszcze? Macie jakichś współpracowników, którzy wam pomagają w działalności internetowej?
Wszystko robimy same, choć czasami wspierają nas koledzy z IRCenter, z którymi współpracujemy. Podrzucają pomysły na badania, a gdy pojawiają się bardziej zawiłe kwestie metodologiczne, możemy liczyć na Janusza Sielickiego, który jest w tym doskonały. Michał Kot z kolei świetnie zna się na tematyce związanej z mężczyznami i był mocno zaangażowany w nasz projekt dotyczący tej grupy. Jednak większość rzeczy to nasza praca. Wspiera nas także nasza agencja PR – dziewczyny są bardzo zaangażowane i czujne, zawsze gotowe do pomocy w tym, co robimy.
Jak według Was odbiorcy, społeczeństwo postrzega obecnie pracę jako twórca internetowy?
Wydaje się, że obecnie twórców internetowych jest bardzo wielu, a społeczeństwo – szczególnie młodsze pokolenia – podchodzi do nich z większą ostrożnością. Z naszych badań wynika, że młodsze osoby angażują się w śledzenie twórców, ale nie traktują ich jak nieomylne autorytety. Nie mają jednego influencera, który byłby dla nich wzorem od A do Z. Wydaje się, że młodsze pokolenia stosują znacznie wyższe kryteria wiarygodności, co dobrze obrazuje sytuacja z Caroline Derpieński. Moje córki już dwa lata temu mówiły mi, że ona nie jest taka, jak się przedstawia, a teraz, kiedy przyznała się do tego w wywiadzie u Żurnalisty, wybuchło wielkie oburzenie. Społeczeństwo staje się bardziej świadome i selektywne w doborze twórców, których śledzi – wybór jest ogromny, więc można swobodnie korzystać z tej różnorodności.
To, co nas niepokoi i czym planujemy się zająć, to rosnąca obecność popsychologii w internecie. Mamy do czynienia z osobami, które na podstawie swoich doświadczeń życiowych, po ukończeniu kilku kursów, zaczynają organizować campy czy warsztaty. To jest naprawdę przerażające. Nie chodzi tylko o kontrowersyjne praktyki, jak ustawienia Hellingera – można w nie wierzyć lub nie, ale są znacznie groźniejsze zjawiska, zwłaszcza w obszarze medycyny. Widzimy tu realne zagrożenie, które jest większe niż sama kreacja wizerunku czy promowanie określonego stylu życia. Są twórczynie, które zyskały wiernych wyznawców, a jeśli ktoś wyraża odmienne zdanie, zostaje zablokowany i pozbawiony prawa głosu. Z naszego punktu widzenia to jest dużo bardziej niebezpieczne, bo nie chodzi tylko o różnice opinii, ale o rzeczywiste ryzyko dla zdrowia i psychiki ludzi.
Czy są tematy, które są według Ciebie niedostatecznie reprezentowane przez twórców internetowych?
W Polsce jest stosunkowo mało społecznych profili, które podejmują ważne tematy. To chyba też kwestia specyfiki mediów społecznościowych, takich jak Instagram, gdzie wiedza często jest powierzchowna i nie ma głębszego kontekstu. Wciąż brakuje profili, które edukują w sposób wiarygodny, przystępny, ale jednocześnie bez tworzenia dystansu między twórcą a odbiorcą. Oczywiście są osoby, które robią to naprawdę świetnie i są dla nas inspiracją – na przykład Anna Mochnaczewska, psycholożka, czy Maja Herman, która spotyka się obecnie z dużym hejtem ze względu na swoje działania na rzecz walki z alkoholem. Uwielbiam także Doktora z TikToka, który robi naprawdę wartościowe rzeczy, a także Tomasza Sobierajskiego, który w lekki sposób przekazuje wiedzę. Jest tych osób trochę, ale ciągle brakuje ich w przestrzeni internetowej. Trzeba wyszukiwać i weryfikować, żeby trafić na coś naprawdę wartościowego.
Czy w wyniku tej weryfikacji dostrzegłyście, że istnieje nisza, w której Socjolożki mogłyby się wyróżnić na Instagramie i w mediach? Czy czujecie, że Wasz obszar zainteresowań wyróżnia Was spośród innych twórców?
Tak, zdecydowanie mamy wrażenie, że w pewnym sensie jesteśmy unikalne. Niewielu twórców dzieli się swoimi badaniami czy ich wynikami, zwłaszcza w sposób, który jest dostępny i zrozumiały dla szerokiego odbiorcy. Nikt nie opowiada o tym w taki sposób, ani nie udostępnia tego za darmo. Wydaje mi się, że trafiłyśmy w tę lukę w internecie, która była wcześniej niezagospodarowana, i to właśnie nas wyróżnia.
Jak widzicie przyszłość Socjolożek? Jakie macie długoterminowe cele?
Chciałybyśmy wydać książkę, a także przenieść się ze śniadaniówek do bardziej poważnych formatów. Choć bardzo lubimy śniadaniówki, bo to dobra droga do dotarcia do szerszego odbiorcy, to chcemy również spróbować swoich sił w bardziej poważnych programach. Naszym celem jest, żeby Socjolożki rosły w siłę. Oczywiście, mówi się, że liczy się jakość, a nie ilość obserwujących, ale dla nas ważne jest, by budować coraz większe grono wartościowych odbiorców. I to nam się udaje, co jest naprawdę satysfakcjonujące.