Porównuję to do języka – mogę mówić po angielsku lub niemiecku, ale w moim rodzimym języku wyrażam się najprecyzyjniej i najfajniej. Podobnie jest z „językiem rysunkowym” – posługuję się nim biegle, mogę wprowadzać różne elementy, ale zawsze w obrębie mojego stylu. Klienci często rozpoznają moje prace po charakterystycznych wielkich oczach moich postaci. Kiedyś ktoś poprosił mnie, żeby zrobić te oczy mniejsze, ale odmówiłam, bo ten element jest moim wyróżnikiem – mówi Gosia Tchorzewska, GoTek Rysuje, ilustratorka dla biznesu, graphic recorderka i mentorka.
W tym artykule przeczytasz o:
Na czym polega Twoja praca, czym zajmujesz się na co dzień? Jesteś rysowniczką – dla kogo tworzysz swoje obrazy, jak i gdzie świadczysz swoje usługi?
oba zawody mogą się wydawać podobne, różnice są istotne. Grafik zazwyczaj pracuje z gotowymi formami i projektuje w programach komputerowych, a umiejętności rysunkowe nie zawsze są kluczowe w jego pracy. Natomiast rysowniczka, taka jak ja, musi dodatkowo wykazywać się umiejętnościami manualnymi i artystycznymi, tworząc rysunki zarówno cyfrowo, jak i tradycyjnie na papierze.
Pracuję również jako graphic recorderka – nie istnieje dobry polski odpowiednik tego słowa. Graphic recording to nic innego jak rysowanie na żywo podczas eventów, konferencji czy warsztatów, które wspiera procesy kreatywne i komunikację w zespole. Takie rysunki pomagają w lepszym zrozumieniu trudnych, skomplikowanych treści, które w innej formie – np. długiego dokumentu – mogłyby być mniej przystępne.
Moja praca skupia się na wspieraniu klientów w osiąganiu ich celów biznesowych. Przez moje rysunki, które są zabawne, lekkie i przyjemne, przekazuję złożone informacje w sposób, który jest zrozumiały i atrakcyjny.
Jeśli chodzi o Twoich klientów, czy są to głównie duże korporacje, mniejsze firmy, czy dominuje konkretna branża?
Z moich usług korzystają klienci z bardzo różnych branży. Dzięki temu mam bardzo obszerną wiedzę na wiele tematów. Współpracuję głównie z dużymi korporacjami. Mam klientów z branży konsultingowej, prawniczej. Ta druga jest ciekawa, bo terminologia prawnicza jest często skomplikowana nawet dla samych prawników, a ja staram się to przełożyć na prostszy język. Czasami można się nawet trochę pośmiać z takich żargonów. Branża farmaceutyczna też chyba dość mnie lubi. Przez tą różnorodność tematów, czuję, że nie boję się żadnej branży. Jak ktoś przychodzi do mnie z niszowym tematem, to chętnie się go podejmuję, bo im bardziej czegoś sama nie rozumiem, tym ciekawszą czyni to moją pracę.
Wcześniej przez dziesięć lat pracowałam w korporacjach medialnych, gdzie zajmowałam się głównie wideo, przekazując treści w taki sposób, aby były lepiej zrozumiałe dla odbiorców. Już wtedy czułam odpowiedzialność za to, jak podaję komunikaty – musiałam dbać o ich jasność i precyzję. Doświadczenie z tamtego okresu bardzo przydaje mi się dzisiaj w pracy ilustratorki. Dzięki pracy w różnych branżach nauczyłam się szybko analizować i przetwarzać informacje. Czasem mój umysł idzie na skróty, zwłaszcza w dziedzinach, które dobrze znam, jak marketing czy lifestyle.
Moje rysunki mają na celu ułatwienie zrozumienia, szczególnie gdy przekazuję treści, które dla mnie mogą wydawać się oczywiste, ale dla innych niekoniecznie. Im bardziej skomplikowana i niszowa jest branża, tym bardziej jestem czujna i staram się w pełni zrozumieć temat, aby przekazać go w sposób klarowny. Rysowałam podczas konferencji o unijnych regulacjach dotyczących ograniczania emisji CO2 w flotach dalekobieżnych statków. Nawet po polsku te zagadnienia były dla mnie trudne do zrozumienia, a cała konferencja odbywała się po angielsku. Było to jedno z największych wyzwań, z jakimi się zmierzyłam, ale im bardziej starałam się zrozumieć temat, tym lepiej udało mi się go przekazać w moich rysunkach.
Jak wygląda proces współpracy z korporacjami? Czy firmy same zgłaszają się do Ciebie? Czy przed rozpoczęciem projektu spotykają się z Tobą i trochę wprowadzają w tajniki biznesu, mówią o tym, co chcą uzyskać? Dostarczają Ci jakieś materiały? Jak wygląda później praca nad projektem z Twojej strony? Ile czasu Ci zajmuje?
Na ostatnie pytanie odpowiedź brzmi: „To zależy”. Współprace, które podejmuję, wyglądają bardzo różnie, czasami są to maratony, innym razem sprinty. Myślę, że umiem się też dość dobrze dostosować do potrzeb moich klientów. Trafiają oni do mnie zwykle z polecenia lub dlatego, że widzieli wcześniej moje prace. Cieszę się, że tak się dzieje.
Od sześciu lat działam bez strony internetowej, choć mam jedną, na której umieściłam żart o tym, że jej tak naprawdę nie mam. Nie mam czasu, by się tym zająć, bo ciągle pojawiają się nowe, ciekawe projekty, a ja zawsze wybieram pracę nad nimi. Doba ma w końcu tylko 24 godziny.
Jeśli chodzi o same projekty, staram się nie powtarzać pomysłów, które już wcześniej zrealizowałam. Oczywiście, zdarza się, że klienci chcą coś podobnego do moich poprzednich projektów, ale nigdy nie tworzę rzeczy identycznych. To moje założenie: każda praca ma być unikalna, a jednocześnie zawsze ma być w nich widoczna moja kreska. Kiedy zaczynam rozmowę z klientem, zawsze dbam o to, by była jak najbardziej pogłębiona. Staram się zrozumieć, czego naprawdę potrzebuje. Czasem mówię wprost, że w danym przypadku moje rysunki się nie sprawdzą, jeśli wiem, że nie jestem w stanie niczego zaproponować.
Nie każdą rzecz łatwo sprzedać w sposób, w jaki klient by chciał. Przykładowo, przy sprzedaży kosiarki klient może chcieć pokazać ostrza i silnik, ale dla mnie jako kupującej ważniejsza jest wizja pięknego ogrodu. Często to, czego potrzebuje odbiorca, różni się od tego, co klient uważa za istotne.
Dlatego zawsze pytam: „Jaka jest twoja potrzeba? Co chcesz tak naprawdę osiągnąć?” Zwykle nie chodzi tylko o fajny content, ale o przekazanie czegoś ważnego, np. nowej procedury w firmie, by pracownicy naprawdę ją zrozumieli. Czasem tworzę grywalizacje, coś na wzór „Gdzie jest Wall-E?”, by wciągnąć ludzi i skłonić ich do przeczytania materiału. Ludzie lubią komiksy i animacje, które na chwilę ich oderwą od pracy, a przy okazji przekażą istotne informacje.
Czy czujesz, że ta praca pozwala Ci się wyżyć artystycznie? Bo mówisz, że masz swobodę, jeżeli chodzi o dobór formy, w jakiej przedstawiasz pewne procesy.
Każdy projekt, nad którym pracuję, jest dostosowany do potrzeb klienta, a jednym z kluczowych pytań, które zadaję podczas wstępnych rozmów, jest: „Na ile możemy wprowadzić poczucie humoru?”. Zawsze pytam o to na skali od jednego do dziesięciu, bo są firmy, w których można pozwolić sobie na większą dawkę humoru, ale są też takie, gdzie trzeba zachować powagę. Często klienci sami nie są pewni, jak daleko można się posunąć, zastanawiając się, jak ich żarty odbierze na przykład prezes.
Podaję wtedy przykłady, żeby zobrazować różnice. Na przykład: możemy pokazać przemęczoną pracą osobę jako ludzika siedzącego przed komputerem z kroplą potu na czole, co jest dosyć standardowym podejściem. Ale możemy też pokazać postać zgniecioną pod wielkim głazem symbolizującym nadmiar zadań, co jest już bardziej metaforyczne i odważniejsze, choć nadal nie ekstremalne. Zawsze staram się określić, jakim poziomem humoru możemy operować.
Nie podejmuję się projektów, w których musiałabym kopiować innych artystów. Zawsze podkreślam, że mam swój unikalny styl i to w nim czuję się najlepiej. Porównuję to do języka – mogę mówić po angielsku lub niemiecku, ale w moim rodzimym języku wyrażam się najprecyzyjniej i najfajniej. Podobnie jest z moim „językiem rysunkowym” – posługuję się nim biegle, mogę wprowadzać różne elementy, ale zawsze w obrębie mojego stylu. Klienci często rozpoznają moje prace po charakterystycznych wielkich oczach moich postaci. Kiedyś ktoś poprosił mnie, żeby zrobić te oczy mniejsze, ale odmówiłam, bo ten element jest moim wyróżnikiem.
W projektach, zwłaszcza tych związanych z komunikacją wewnętrzną, często tworzę postacie z określoną osobowością, niemal jak persony marketingowe. Rozmawiam z klientami o tym, jaka ta postać ma być, jakie są jej cechy, jak wygląda atmosfera w firmie. Tworzę personę, która jest na tyle uniwersalna, żeby można się było z nią identyfikować, ale jednocześnie ma swoje unikalne cechy, jak na przykład to, że pije tylko ziołową herbatę czy ogląda konkretne seriale. To sprawia, że pracownicy, widząc tę postać w intranecie czy mailingu, czują, że to ktoś realny, kto dodaje autentyczności całej komunikacji.
Wszystko, co robię, staram się personalizować. Moje rysunki nie są tylko „jakimiś ludzikami” – dokładam starań, aby każdy z nich żył, miał swoją osobowość i angażował odbiorców na bardziej osobistym poziomie.
Czyli rozumiem, że ta persona jest obowiązkowym element Twoich projektów dla biznesu.
Nie zawsze jest konieczne tworzenie rozbudowanych postaci na potrzeby komunikacji wizualnej, ale jeśli projekt jest bardziej długoterminowy, wtedy zazwyczaj namawiam na to rozwiązanie. W takich przypadkach wyraźnie widać, że spójność wizualna i powtarzająca się postać mają duże znaczenie. Jednak, gdy pracuję nad mniejszymi projektami, na przykład nad one pagerem mającym wyjaśnić w prosty i przejrzysty sposób jakąś procedurę, często tworzę sobie taką postać na własny użytek. Gdy w komunikacji przewija się charakterystyczna postać, nawet z drobnym, typowym dla niej elementem, takim jak krawat czy muszka, pomaga to odbiorcom łatwiej odnaleźć się w przekazie. Taka postać staje się przewodnikiem po całym rysunku.
Przykładem może być książka Jarka Kuźniara „The Host” – poradnik wystąpień publicznych. Na kartach książki możemy znaleźć ilustracje Jarka, nauczyciela, oraz uczącej się od niego dziewczyny – to jest moje alter ego, które narysowałam za zgodą autora. Dodanie takich charakterystycznych cech nie tylko ułatwia mi konsekwentne rysowanie tej postaci, ale także wzbogaca narrację.
Zaczęłam siebie rysować w okolicach mojego ślubu, kiedy zaprojektowałam zaproszenia i różne graficzne elementy – narysowałam siebie i mojego męża. Te postacie zaczęły żyć własnym życiem w komiksach, które tworzyłam dla przyjaciół, a z czasem wyewoluowała z tego moja charakterystyczna postać, której używam do dziś, na przykład w moim logo. To pozwala mi wprowadzać spójność i osobisty akcent do moich projektów, co dodatkowo wzmacnia ich przekaz.
Odnośnie do sesji rysowania na żywo – gdzie można je zobaczyć? Na jakich wydarzeniach, konferencjach rysujesz i co wówczas tworzysz?
Rysowanie na żywo, czyli graphic recording, to proces uchwytywania treści prezentowanych przez prelegentów czy panelistów podczas różnych wydarzeń, takich jak konferencje, warsztaty, webinary czy spotkania zamknięte. Polega to na tym, że słucham tego, co mówią prelegenci i w czasie rzeczywistym przelewam te informacje na papier, tworząc historię wizualną. Moje rysunki stanowią syntezę najistotniejszych treści, ponieważ nie wszystko można narysować. Powstają z tego notatki wizualne, które tworzę na tablecie cyfrowo lub na papierze. Te notatki stanowią nie tylko podsumowanie konferencji, ale są też świetną pamiątką dla uczestników i organizatorów wydarzenia, którzy mogą je potem prezentować lub udostępniać.
W Polsce rośnie świadomość na temat graphic recordingu, co widać po liczbie zleceń. Istnieje nawet grupa graphic recorderek, z którymi się znamy, z niektórymi nawet się przyjaźnię. Rysowanie na żywo staje się coraz bardziej popularne na nowoczesnych konferencjach, gdzie często jestem zapraszana w ramach dodatkowej atrakcji.
Czasem organizatorzy pokazują moje rysunki na żywo na telebimach, aby skupić uwagę uczestników, ale zdarza się, że takie wyświetlanie może zbyt mocno odciągać uwagę od mówcy, więc nie zawsze się to stosuje. Rysowanie na papierze ma swoje unikalne zalety – samo obserwowanie, jak wielka, prawie biała kartka (czasem nawet o wymiarach 4 metry na 1,5 metra) zapełnia się rysunkami podczas konferencji, robi duże wrażenie i tworzy efekt „wow”. Nawet jeśli organizatorzy myślą, że tylko po to mnie zaprosili, szybko odkrywają, że te notatki są wartościowe – można je zdigitalizować, udostępnić uczestnikom, lub pokazać w mediach społecznościowych, co dodatkowo podnosi wartość wydarzenia.
Czy poza sesjami rysowania na żywo i usługami, które świadczysz dla firm, realizujesz też inne zlecenia, czy zdarza Ci się rysować hobbystycznie? Jeśli tak, co wówczas tworzysz?
Rysowanie i kreatywność są dla mnie nieodłączną częścią życia, zarówno zawodowego, jak i osobistego. Funkcjonuję wśród znajomych i przyjaciół jako osoba, do której można zwrócić się z prośbą o narysowanie czegoś. Choć chętnie to robię, nie zawsze mam na to czas, bo jak to bywa, szewc bez butów chodzi. Pracuję od czterech latach nad jednym ważnym, osobistym projektem i chociaż mam zeszyty pełne szkiców, to wciąż nie mogę go skończyć.
Wynika to z tego, że moje zawodowe projekty są naprawdę inspirujące, więc nie czuję, że wypalam się kreatywnie w pracy. Wręcz przeciwnie, zlecenia, które dostaję, dają mi wiele satysfakcji i pozwalają rozwijać moją kreatywność. Jednak mimo to, czuję potrzebę tworzenia czegoś dla siebie. Rysuję od zawsze, i to nieustannie – czasami nawet podczas rozmów telefonicznych robię drobne szkice, które później mogą przydać się w moich projektach.
Ważnym aspektem jest dla mnie również współpraca z fundacjami, zwłaszcza z Fundacją Sieć Przedsiębiorczych Kobiet, którą wspieram od kilku lat, tworząc rysunki pro bono. Wspieranie przedsiębiorczości wśród kobiet jest dla mnie o tyle ważne, że sama jestem przedsiębiorczynią. Choć wiele się zmieniło w ostatnich latach, prowadzenie własnej firmy wciąż bywa postrzegane jako „męskie” zajęcie, dlatego cieszę się, że mogę przyczynić się do zmiany poprzez moją twórczość.
Każdego roku realizuję dwa projekty pro bono, starannie je wybierając, aby miały one sens i wpływ na świat. Wierzę, że moje rysunki mogą wprowadzać małe zmiany, które razem składają się na coś większego – czy to poprzez rozjaśnienie dnia pracownikom, którzy zamiast nudnego PDF-a dostają komiks, czy poprzez zaangażowanie w projekty społeczne.
W moim życiu jest też miejsce na artystyczną eksplorację poza rysowaniem. Mam bliską koleżankę, z którą co jakiś czas organizujemy artystyczne sesje, podczas których tworzymy różne rzeczy – od malowania na płótnie po robienie kolaży. Kolaże to dla mnie nowe odkrycie, które przynosi mi dużo radości. Ta różnorodność w działaniach kreatywnych pomaga mi odpocząć, dobrze się bawić i unikać wypalenia zawodowego.
Nawiązując do Twojej współpracy z Siecią Przedsiębiorczych Kobiet, czy mogłabyś opowiedzieć trochę więcej o swojej działalności dla tej organizacji? Z jakimi wyzwaniami mierzą się dzisiaj przedsiębiorcze kobiety?
Często na przykład zmagamy się z dylematem, jak przedstawiać siebie i swój biznes. Z jednej strony chcemy unikać wrażenia, że jesteśmy zadufane w sobie, ale z drugiej nie możemy się umniejszać. To jest problem, z którym wiele kobiet się spotyka, ponieważ mamy tendencję do niedoceniania swoich osiągnięć – nawet w tak prostych sytuacjach, jak przyjęcie komplementu. Na przykład, gdy ktoś mówi, że mamy ładną sukienkę, zamiast po prostu podziękować, często odpowiadamy, że to sukienka z promocji. Taka skromność, choć może być sympatyczna, w świecie biznesu nie zawsze jest pomocna.
Jako przedsiębiorczyni muszę umieć sprzedać swoje usługi i jasno komunikować swoją wartość. Przecież nie mogę pójść na spotkanie z klientem i powiedzieć: „Ach, ja tylko coś tam rysuję.” Muszę być pewna siebie, bo moje rysunki to profesjonalna usługa, za którą stoją lata doświadczenia. Co więcej, muszę umieć mówić o pieniądzach, negocjować budżety i dbać o swoje prawa autorskie, co często wymaga znajomości prawniczej terminologii.
Moja branża, mimo że jest lekka, zabawna i kreatywna, wciąż jest biznesem. Na spotkaniach z klientami często trzeba być twardym, bo takie są zasady gry. Jednak uważam, że wkładanie emocji w rozmowę i bycie sobą to atuty, które mogą wyróżnić mnie na tle innych.
Moje doświadczenie zawodowe nauczyło mnie też jak wielką wartość daje mentoring. Moja ścieżka zawodowa przeszła drastyczny zwrot po dziesięciu latach intensywnej pracy, kiedy zdrowie zmusiło mnie do refleksji nad tym, co naprawdę chcę robić. Po odejściu z pracy trafiłam na warsztat z rysowania na żywo prowadzony przez Agnieszkę Halamę, która później stała się moją mentorką. Jej wsparcie było kluczowe w mojej dalszej karierze. Agnieszka dała mi wiarę w siebie i „dmuchnęła w skrzydła,” co pozwoliło mi rozwinąć się jako profesjonalna rysowniczka.
Po kilku latach, kiedy już pewnie stanęłam na nogach, postanowiłam przekazać tę energię dalej i sama zostałam mentorką w fundacji Girls Future Ready. Praca z młodymi kobietami, takimi jak Magda, która teraz sama rysuje na żywo i wspiera Fundację, to dla mnie ogromna satysfakcja. Ta energia, która krąży między nami, jest niesamowicie inspirująca. Wiem, że dzięki temu, co dałam Magdzie, ona kiedyś przekaże tę wiedzę i wsparcie dalej.
Otrzymałam również ogromną pomoc ze strony swojego męża. Jako innowator i marketer, on także był moim mentorem i pomagał mi rozwijać biznes, zmienić moje podejście. Choć robię to po swojemu, jego wskazówki były dla mnie cenne i pomogły mi ukształtować moją ścieżkę.
Co w ogóle sprawiło, że zdecydowałaś się na tę zmianę i postanowiłaś rozwijać coś własnego? Jak wyglądało u Ciebie to przejście, ile czasu Ci zajęło rozwijanie własnej działalności?
Długo staraliśmy się z mężem o dziecko, ale mimo wszelkich starań i pomocy medycyny, nie udało nam się. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że może mój tryb życia, stres i napięcie związane z pracą w korporacji mają na to wpływ. Praca w mediach była pełna presji, napiętych terminów; było to życie w nieustannym biegu. Zrozumiałam, że muszę coś zmienić, by dać sobie i swojemu ciału więcej spokoju.
Wtedy jeszcze wierzyłam, że uda nam się mieć dziecko. Ale zaczęłam też rozważać, co by było, gdyby to się jednak nie stało. Zrozumiałam, że muszę znaleźć sens w czymś innym, by móc dalej cieszyć się życiem, niezależnie od tego, czy zostanę matką, czy nie. Był to moment, w którym poczułam, że doszłam do ściany. Byłam słaba zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Musiałam coś natychmiast zmienić. Zdecydowałam, że odejdę z pracy. Dwa dni po podjęciu tej decyzji, złożyłam wypowiedzenie. Poczucie wolności, które wtedy mnie ogarnęło, szybko zmieniło się w strach – co teraz?
Zaczęłam szukać swojej drogi. Przez jakiś czas zajmowałam się tym, co umiałam najlepiej – tworzeniem contentu, robieniem wywiadów. Jednak to spotkanie z Agnieszką okazało się przełomowe. Ona pokazała mi, że rysowanie, które zawsze było moją pasją, może stać się pełnoetatowym zajęciem. Wychowana w przekonaniu, że praca to ciężka harówka, a pasje są tylko dodatkiem, musiałam pozmieniać dużo rzeczy w głowie. Zrozumiałam, że moja pasja może być moją pracą.
Oczywiście, nie jest to takie łatwe. Lubię swoją pracę, dlatego często biorę na siebie zbyt wiele, przyjmuję dużo zleceń, bo nie potrafię odmówić, co może prowadzić do przepracowania. Ale mimo to czuję ogromną satysfakcję z tego, co robię.
Minął rok od mojej decyzji o zmianie ścieżki zawodowej. Początkowo nie wierzyłam w siebie i poświęciłam trzy-cztery miesiące na poukładanie sobie tego wszystkiego w głowie, budowanie pewności siebie i planu działania. Teraz, jako mentorka dla innych przedsiębiorczyń, wiem, że zbudowanie biznesu w rok to trochę porywanie się z motyką na słońce. Choć wtedy czas się dłużył i bałam się, że nie będę zarabiać na własnym biznesie, dziś widzę, jak daleko zaszłam.
Co więcej, teraz to ja inicjuję projekty. Mam odwagę i pomysły, które proponuję swoim klientom. Jestem w stanie marzyć i te marzenia realizować. Jednym z takich marzeń jest projekt, który właśnie realizuję – gra, która pojawi się jeszcze w tym roku. To niesamowite uczucie, że mogę być stroną inicjującą i realizować to, o czym kiedyś nawet nie śniłam.
Wiem, że za rok czy dwa mogą pojawić się nowe marzenia, które jeszcze bardziej mnie zainspirują. To świadomość, która napędza mnie do działania każdego dnia.
Z tego, co mówisz, wynika, że praca nadal przynosi Ci sporo radości. Czy kiedykolwiek doświadczyłaś w związku z nią wypalenia, wyzwań? Jak sobie z nimi poradziłaś?
Nie mieściło mi się w głowie, że można być wypalonym zawodowo, robiąc to, co się kocha i czerpiąc satysfakcję z pracy. Na poprzednim etapie mojej kariery zawodowej doświadczyłam klasycznego wypalenia: robiłam rzeczy, których nie chciałam robić, miałam za dużo na głowie, byłam zestresowana i w końcu się wypaliłam. Jednak nie wyobrażałam sobie, że mogłoby mnie to spotkać teraz, kiedy robię coś, co naprawdę kocham.
Bardzo często słucham podcastów i zdarza się, że dzięki nim uświadamiam sobie pewne rzeczy. Miałam taki moment pół roku temu – jesienią 2023 roku. Jesień, szczególnie od września do świąt Bożego Narodzenia, to dla mnie najbardziej intensywny czas, pełen konferencji i projektów. W tym czasie w zeszłym roku słuchałam podcastu, w którym kobieta opowiadała o wypaleniu zawodowym. Wtedy uświadomiłam sobie, że to, o czym mówi, dotyczy również mnie. Zdałam sobie sprawę, że nie zachowuję higieny pracy.
Szczerze mówiąc, wciąż nie zawsze dbam o higienę pracy, ale wiem, że uświadomienie sobie problemu to pierwszy krok na drodze do poprawy. Jeśli wypieramy problem, nie mamy szans na uzdrowienie. Zrozumiałam, że rzeczywiście pracuję za dużo i często jadę na entuzjazmie oraz kreatywnej energii, ale potem, gdy ta energia opada, odczuwam to fizycznie. Po zakończeniu projektu często towarzyszy mi ból gardła lub inne fizyczne symptomy wyczerpania.
Rysowanie na żywo podczas trzydniowej konferencji jest wyczerpujące nie tylko mentalnie, ale i fizycznie. Często po takim wysiłku boli mnie kręgosłup. Nauczyłam się, że nie mogę ignorować sygnałów z ciała, choć czasem to robię, za co później płacę cenę. Zrozumiałam również, że dbanie o swoje ciało – chodzenie na treningi, wzmacnianie kręgosłupa, dbanie o siłę w rękach – to element mojej pracy. Kiedy moje ciało jest napięte i obolałe, ma to bezpośrednie przełożenie na to, jak myślę i pracuję.
Jako freelancerka mam możliwość regulowania swojego czasu pracy, choć często jest to wyzwanie. Staram się jednak traktować przerwy i spacery jako obowiązek tak samo ważny jak wysyłka maili czy realizacja projektów. Wpisuję na listę zadań dziesięć tysięcy kroków dziennie, choć nie zawsze udaje mi się ten cel zrealizować. Wiem jednak, że muszę dbać o równowagę, bo doświadczyłam wypalenia i wciąż trochę odczuwam jego skutki. Robię jednak wszystko, co mogę, by tego uniknąć.
Jestem teraz czujna i uważna, by nie przesadzić, bo wiem, że nie chcę porzucić tego, co robię. Zbyt wiele dobrych rzeczy się wydarzyło, bym chciała z tego rezygnować. Choć jestem świadoma, że muszę dbać o cyfrową higienę i unikać nadmiernego przesiadywania przy komputerze, czasem wciąż to robię. Staram się jednak dbać o to, by się nie wypalić, bo uświadomiłam sobie, jak łatwo można to przeoczyć, nawet robiąc to, co się kocha.
Jakie masz plany na dalszy rozwój swojej działalności, zarówno tej twórczej, jak i mentoringowej?
Biznesowo dążę do tego, by wyjść na rynek zagraniczny. Choć zagraniczni klienci nie różnią się diametralnie od polskich, jest to dla mnie dodatkowe wyzwanie. To nie tylko kwestia obcego języka, ale również nieco innego podejścia do pracy. Mam wrażenie, że na Zachodzie innowacyjne rozwiązania cieszą się większym zainteresowaniem, co otwiera przede mną nowe możliwości. Jeśli zrealizuję odważne projekty za granicą i pokażę je w Polsce, będzie mi łatwiej wprowadzać je na nasz rynek. Już teraz widzę, że innowacje wprowadzane za granicą przyciągają uwagę, co jest dla mnie dodatkowym motywatorem do dalszego rozwoju.
Marzy mi się również stworzenie czegoś zupełnie nowego w mojej dziedzinie, czego jeszcze nie ma. Być może będzie to rozwiązanie rysunkowe, które w pełni wykorzysta możliwości rozwijającej się technologii, coś bardziej interaktywnego, żyjącego, nie będącego standardową animacją. Kiedyś określenie siebie jako ilustratorki dla biznesu było nowością, teraz marzę o tym, by wykreować kolejny innowacyjny koncept.
Choć skończyłam już studia i nie planowałam powrotu do nauki w tradycyjnym systemie, coraz bardziej zastanawiam się nad dalszym rozwojem. Może niekoniecznie chciałabym podjąć formalne studia, ale na pewno chcę dalej się uczyć i rozwijać. Myślę też o realizacji kreatywnych marzeń, jak stworzenie własnych talerzy i kubków. Kocham ręcznie robione przedmioty, są one jednak kosztowne, więc stworzenie własnej kolekcji wydaje się świetnym rozwiązaniem. Marzę o tym, by kiedyś zrobić własny kubek i inne elementy zastawy, które będą miały dla mnie osobiste znaczenie.
Na pewno będę też wspierać innych, zwłaszcza kobiety, w dążeniu do odnalezienia satysfakcji z pracy. Wiem jak to zmienia życie, kiedy odkrywa się, że praca może być źródłem radości, a nie tylko obowiązkiem. Widziałam to u wielu kobiet, które po macierzyńskim zdecydowały się na radykalne zmiany zawodowe. Takie momenty zatrzymania skłaniają do refleksji i podjęcia decyzji o zmianach na lepsze.
Im jestem starsza, tym bardziej doceniam mądrości przekazywaną przez starsze pokolenia. Na przykład tą, że zdrowie i bliscy są najważniejsi, a przyjaciół poznaje się w biedzie. Ważne jest również, aby czerpać radość z codzienności i każdy dzień kończyć myślą: „Dobra robota, jestem zadowolona”.