
Rozmawiamy z Iloną Kostecką – blogerką, autorką książek dla dzieci i influencerką, która od lat przełamuje stereotypy związane z macierzyństwem i równością w rodzinie. Twórczyni bloga „Mum and the City” porusza tematy partnerstwa, świadomego rodzicielstwa i praw kobiet pokazując, że rodzinę można budować na własnych zasadach, bez presji utartych schematów.
W tym artykule przeczytasz o:
Co było Twoją główną motywacją do rozpoczęcia działań w internecie i utworzenia bloga Mum and the City?
Byłam na urlopie rodzicielskim i potrzebowałam porobić coś tylko dla siebie. Wiele kobiet spełnia się poprzez macierzyństwo, ale mnie męczyło, że ciągle robię coś dla innych: dziecka, męża – i nic dla siebie. Teraz wiem, że to była depresja poporodowa, a pisanie działało na mnie terapeutycznie.
Czy był taki moment, w którym poczułaś, że Twoje treści naprawdę rezonują z odbiorcami? Czy uważasz, że treści, które tworzysz, przynoszą pewną zmianę w ich podejściu do macierzyństwa, związków?
Tak, niemal od razu kliknęło. Moje pierwsze wpisy na blogu były do bólu szczere – a zaczęłam tworzyć w czasach, kiedy o porodzie mówiło się co najwyżej: “Jak dziecko się uśmiechnie, to o wszystkim zapomnisz!”. Ja też to słyszałam i potem czułam się oszukana, dlatego postanowiłam, że czas przestać okłamywać kobiety. Można mówić, że jest nam ciężko i to wcale nie znaczy, że nie kochamy dziecka! Matki poczuły ulgę, gdy dowiedziały się, że nie są same, że inne kobiety myślą podobnie.
Twoje treści wyłamują się z klasycznego nurtu parentingu – od początku wiedziałaś, że chcesz mówić o macierzyństwie i rodzinie inaczej? Czy pojawił się jakiś moment, który uświadomił Ci, że to właśnie jest głos, który chcesz reprezentować?
Pamiętam historię ojca, który samotnie wychowywał dzieci. W sieci pojawiło się mnóstwo artykułów wychwalających jak sobie radzi, jaki jest wspaniały. To była wtedy głośna historia, że jak to, on sam i daje radę z całą gromadką? Pomyślałam: chwileczkę, ale dlaczego nikt tak nie pisze o samodzielnych matkach?
Napisałam o tym na blogu i właściwie to był pierwszy głos w kontrze do tych wszystkich artykułów. Wtedy odkryłam, że jestem dość dobra w dostrzeganiu podwójnych standardów, dyskryminacji i rozprawianiu się ze stereotypami. Prawdopodobnie dlatego, że sama miałam dość postępowego tatę jak na tamte czasy: był na urlopie rodzicielskim, a w domu nie było rzeczy, której by nie zrobił. Dodatkowo był poważnym prezesem dość dużej firmy, dlatego dzisiaj bierze mnie pusty śmiech, gdy słyszę, że mężczyzna czegoś nie może, bo pracuje. Kobiety też pracują i jakoś żadna z nas nie twierdzi, że to zwalnia nas z zajmowania się swoim dzieckiem czy domem.
Skąd czerpiesz inspiracje do treści, które tworzysz? Czy są osoby, książki, wydarzenia, które szczególnie wpłynęły na Twoją perspektywę?
Mówi się, że feminizm to samoodnawialna energia. Na świecie i w naszym kraju wciąż tyle się dzieje, że – jeśli chodzi o prawa kobiet – ciągle jest co robić i o czym mówić. Tematy właściwie pojawiają się same, wystarczy rozmowa, sytuacja z życia, news.
Ja się wychowywałam na feministycznej literaturze: mama dość szybko podsunęła mi “Emancypantki”, jeszcze we wczesnej podstawówce trafiłam na Gretkowską. Pamiętam, jak w soboty tata razem z zakupami przynosił Gazetę Wyborczą. Wyciągałam wtedy dodatek Wysokie Obcasy i z wypiekami na twarzy czytałam o kobietach, które chcą chodzić w trampkach, a nie szpilkach. Ten świat fascynował mnie do tego stopnia, że bardzo chciałam w nim żyć.
Czy miałaś w swojej działalności momenty przełomowe, które ukształtowały Cię jako twórczynię i wpłynęły na kierunek Twojej pracy?
Tak, zdecydowanie był to Strajk Kobiet. Dzisiaj śmieję się, że Kaczyński zrobił bardzo dużo dla polskiego feminizmu. To dzięki niemu zrozumiałyśmy, że nie możemy ciągle praw kobiet odkładać “na później”, bo wcale nie są mniej ważne od podatków. Jak w ogóle można mówić, że strach o własne życie to “temat zastępczy”? Moje treści zawsze były feministyczne, ale właśnie wtedy pojawiło się na nie zapotrzebowanie, wtedy poczułam, że muszę zająć się tylko tym.
Twoja społeczność jest bardzo zaangażowana – wiele osób utożsamia się z Twoimi treściami i czerpie z nich inspirację. Jak udało Ci się zbudować tak silną więź z odbiorcami?
Moje treści są unikatowe – chyba nikt w Polsce nie zajmuje się jeszcze moim tematem. Są też potrzebne, bo wciąż to kobiety wykonują większość nieodpłatnej pracy na świecie i powoli pojawia się w nas niezgoda na ten stan rzeczy, który dotychczas był “oczywistością”. Chcemy to zmieniać dla siebie, naszych córek i wnuczek.
Czy zdarza się, że ktoś mówi, że Twoje treści „są zbyt feministyczne” albo „uderzają w tradycyjny model rodziny”? Czy miałaś momenty, gdy musiałaś tłumaczyć, dlaczego to, co robisz, jest ważne?
Zdarzało się, ale nie tłumaczę się z tego. Te marudy próbują mnie zatrzymać, ale ja nie dam sobie zamknąć ust. Wiem, że więcej dobrego mogę zrobić, jeśli przeznaczę ten czas na tworzenie nowych treści zamiast wykłócanie się w komentarzach.
Czy masz jakiś swój sposób na to, by lepiej poznawać potrzeby swojej społeczności? Jak decydujesz, o czym mówić, jakie tematy podejmować?
Czytam badania, statystyki, raporty, a z drugiej strony bardzo dużo rozmawiam z moją społecznością: z komentarzami i wiadomościami prywatnymi jestem na bieżąco. Przede wszystkim jednak żyję w tym świecie – zdaję sobie sprawę, co boli przeciętną kobietę, bo jestem jedną z nich.
Jak ewoluowała Twoja twórczość internetowa? Czy czujesz, że Twoja twórczość przeszła jakąś konkretną transformację – zarówno pod kątem tematyki, jak i formy?
Tak, zdecydowanie, moim atutem jest to, że potrafię dostosowywać się do zmieniających się czasów. Zaczynałam od pisania na blogu, dzisiaj głównie tworzę krótkie filmy na Instagram i Tik Toka. Chociaż od początku skupiałam się na kobiecie jako matce, moja tematyka była bardziej ogólna, a w miarę jak twórcy internetowi zaczynali się specjalizować, ja również znalazłam swoją niszę.
Czy czujesz, że Twoje treści realnie zmieniają sposób myślenia i podejście do tych kwestii?
Mam trochę poczucie, że wyprzedzam swoją epoką. Bardzo często jest tak, że piszę o czymś po raz pierwszy i jest burza. Na przykład 10 lat temu napisałam, żeby nie chwalić wyglądu córek i pojawiły się głosy: ale jak to, a skąd one będą wiedzieć, że są piękne? Dzisiaj chyba już większość rozumie, że pewność siebie zbudowana na wyglądzie jest dla kobiet zgubna, bo uroda przemija i lepiej skupić się na tym, co potrafimy. Dlatego teraz – gdy widzę niezgodę w komentarzach – jestem spokojna, bo wiem, że za kilka lat to, o czym mówię, stanie się oczywistością. Ale nie będzie nią, jeśli nie zacznę o tym mówić 🙂
Tworzysz regularnie treści w social mediach. Czy masz ustalony harmonogram pracy? Jak zarządzasz swoim czasem? Jak wygląda Twój typowy dzień jako twórczyni?
Dzisiaj dzielę swoją pracę na bloki, np. poniedziałki to pisanie scenariuszy, wtorki-środy nagrywanie, czwartki-piątki montaż filmów, dźwięki, napisy i tworzenie okładek. W ten sposób w tygodniu potrafię stworzyć kilka Rolek. Zazwyczaj tworzę je z wyprzedzeniem (mam na przykład materiał na tydzień – dwa tygodnie publikacji w zapasie), żeby mieć spokój ducha, że jak coś wypadnie (przygotowanie wpisu sponsorowanego, choroba), to mam co wrzucać. Raczej już nie działam ad hoc, chyba że wydarzy się coś ważnego, co trzeba skomentować na bieżąco. Ten system sprawdza się również, gdy chcę pojechać na wakacje, żeby nie zabierać pracy ze sobą, co kiedyś często mi się zdarzało. Po tylu latach tworzenia udało mi się w końcu wypracować tak zwany work-life balance – i bardzo się z tego cieszę!
Czy pracujesz nad wszystkim sama, czy ktoś Ci pomaga w tworzeniu materiałów, zarządzaniu social mediami, edycji treści?
Wszystko – poza odpisywaniem na maile – robię sama.
Tworzysz treści, które dotykają tematów, które mogą budzić skrajne emocje. Sama przyznajesz na swoich kanałach, że spotykasz się z hejtem. Jak sobie z nim radzisz? Czy częściej hejtują Cię kobiety czy mężczyźni?
Najczęściej hejtują mnie mężczyźni – i jest to dość specyficzna grupa o poglądach redpillowych. Tam, gdzie mogę: zaznaczam w ustawieniach, że komentować mogą obserwujący, bo to z ich zdaniem się liczę, a nie przypadkowych osób. Tam, gdzie nie mogę (Facebook, wywiady): po prostu nie czytam komentarzy.
Czy odczuwasz, że hejt częściej kierowany jest do Ciebie jako kobiety, matki, twórczyni? Czy zauważasz różnicę w tym, jak oceniani są twórcy-mężczyźni?
Zdecydowanie tak. Ja nie jestem rozliczana tylko z tego, co mówię. Na co dzień mierzę się z oceną mojego wyglądu: w co jestem ubrana, ile ważę, w jakim wieku jestem, czy jestem ładna, a nawet czy przypadkiem nie potrzebuję fryzjera.
Wydaje mi się, że mężczyźni nie czytają tego typu komentarzy na swój temat. W każdym razie często przed nagraniami sobie myślę: jakie to niesprawiedliwe, gdybym była twórcą, mogłabym się skupić tylko na tym, co przekazuję. Jako twórczyni muszę zadbać o ubiór, makijaż, ułożyć włosy, ustawić światło, żeby wyglądać dobrze, bo od razu znajdzie się ktoś, kto przyczepi się do tego, że jestem stara albo będzie próbował mnie zdyskredytować, bo mam dekolt.
Czy zdarzało Ci się myśleć o rezygnacji z działalności internetowej?
Nie, nigdy! Za dużo mam jeszcze do zrobienia, mój głos tak szybko nie zniknie z sieci!
Czy Twoja działalność internetowa przynosi Ci zyski? Jeżeli tak, w którym momencie Twoja działalność internetowa stała się dla Ciebie czymś więcej niż pasją?
Po roku regularnego pisania w sieci zaczęłam zarabiać pierwsze pieniądze, a po 3 latach byłam w stanie się z działalności w internecie utrzymać.
Jesteś autorką książek dla dzieci – jak to się zaczęło? Czy zawsze chciałaś pisać, czy to przyszło naturalnie jako kolejny etap Twojej działalności?
Zawsze wiedziałam, że będę pisać, a książki dla dzieci wydają się naturalnym etapem rozwoju mojej pracy, bo jeśli edukować na temat równości, to właśnie od najmłodszych pokoleń.
Jak wyglądał proces twórczy przy Twoich książkach? Czy różnił się od pisania bloga, czy jednak był to dla Ciebie naturalny sposób opowiadania historii?
Książkę – zwłaszcza dla dzieci – pisze się inaczej niż bloga. Całe szczęście mam w domu dwóch małych recenzentów, których reakcje na opowiadaną przeze mnie historię były drogowskazem: gdzie użyć łatwiejszych słów, które fragmenty dopowiedzieć, w którym momencie wrzucić żart, żeby nie stracić uwagi odbiorcy.
Czy planujesz w przyszłości kolejne książki lub inne projekty niezwiązane bezpośrednio z social mediami?
Moja książka “Matylda, Tymon i Różowa Banda” wchodzi właśnie na rynek islandzki, więc zdecydowanie nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa.
Czy jest coś, co zrobiłabyś inaczej, gdybyś dziś zaczynała swoją działalność w internecie od nowa?
Nie. Nawet jeśli popełniałam błędy, to właśnie na nich się uczyłam. Wszystkie były po coś. Zdaję sobie sprawę, że pewnie dzisiaj, gdybym wróciła do pierwszych tekstów na blogu, poczułabym cringe. Ale to dobrze, bo to świadczy tylko o tym, jak bardzo się rozwinęłam.
Jakie masz plany na przyszłość? Czy widzisz nowe kierunki rozwoju dla siebie jako twórczyni?
Chciałabym kiedyś stworzyć ebooka albo książkę dotyczącą tematów, którymi się zajmuję: partnerstwa, podziału obowiązków, mentalnego obciążenia. Niestety, w tej chwili nie mam na to czasu, bo właściwie tylko tego – kilku dodatkowych godzin na nowe projekty – aktualnie mi w życiu brakuje. Poza tym czuję się spełniona 🙂
