Fascynuje mnie naukowe zrozumienie tego, co dzieje się w piekarniku, misce czy mikserze – wywiad z Orchideli

  z dnia: 14 stycznia 2025

Uwielbiam zgłębiać rzeczy do samego dna, niemal do atomu. Pod tym względem pieczenie, które z perspektywy laika to po prostu mieszanie składników, to dla mnie dużo ciekawszy proces – mówi Beata Kuryło znana jako Orchideli, domowa cukierniczka, autorka książek i bloga, która z pasji do wypieków dzieli się swoimi przepisami oraz filmami instruktażowymi w internecie.


W tym artykule przeczytasz o:

Jak zaczynałaś? Co Cię zmotywowało, żeby zacząć działać w internecie jako twórczyni?

Moja przygoda z pieczeniem rozpoczęła się w dosyć nietypowy sposób. Po narodzinach drugiego dziecka wiedziałam, że nie chcę wracać do pracy biurowej, chociaż nie miałam sprecyzowanego pomysłu, co chciałabym robić dalej. To był moment, kiedy zaczęłam się zastanawiać, co sprawia mi radość, czym mogłabym zajmować się zawsze. Pieczenie i gotowanie było ze mną od kiedy sięgam pamięcią – zawsze uwielbiałam eksperymentować w kuchni. Już wtedy miałam za sobą pierwsze torty na urodziny moich dzieci, a znajomi często zwracali się do mnie z prośbami o przepisy, porady czy wskazówki dotyczące pieczenia.

Po pewnych wahaniach zdecydowałam, że pójdę w tym kierunku, niezależnie od tego jak bardzo wydawałoby się to abstrakcyjne. Tak narodził się pomysł na blog Orchideli. Jednak w momencie, kiedy zaczynałam, blogów było już sporo, więc uznałam, że będzie on dobrym uzupełnieniem działalności, natomiast nie celem samym w sobie. Przez chwilę rozważaliśmy z mężem otworzenie własnej cukierni, ale na tamtym etapie nie byliśmy gotowi finansowo zaangażować się w ten projekt.

W końcu wykiełkował pomysł nagrywania filmów. Uznałam, że pozwolą mi one dotrzeć do znacznie szerszego grona odbiorców niż sam blog. Dały mi także możliwość przekazania o wiele więcej wiedzy, merytorycznych treści i własnego doświadczenia niż „suchy” przepis zamieszczony na blogu. Od planów do czynów niedługa była droga – pierwszy film powstał krótko po podjęciu decyzji. Był on wrzucony na YouTube’a w 2016 roku i odniósł niespodziewany dla nas sukces. Uznaliśmy wówczas, że jest to dobra droga, którą konsekwentnie będę podążać. Na tym etapie wiedziałam już, że pieczenie to dla mnie coś znacznie większego niż tylko hobby. To sposób na samorealizację, budowanie relacji z innymi i rozwijanie społeczności. Każdy film, który przygotowywałam, był dla mnie nowym projektem, nową historią – i tak zresztą jest do dziś. Za każdym razem to nowe opowieści, wiedza do przekazania i doświadczenia do zdobycia.


Wspomniałaś o pieczeniu. Dlaczego postanowiłaś się rozwijać konkretnie w tym kierunku? Co Ci sprawia frajdę akurat w tej części działalności kulinarnej?

Od początku miałam w sobie potrzebę specjalizacji. Wiedziałam, że mogę się zajmować zarówno pieczeniem, jak i gotowaniem, ale intuicja podpowiadała mi, że powinnam skupić się na jednej rzeczy. Na pieczenie padło z bardzo prostego powodu – jestem amatorskim miłośnikiem chemii. Uwielbiam zgłębiać rzeczy do samego dna, niemal do atomu. Pod tym względem pieczenie, które z perspektywy laika to po prostu mieszanie składników, było dla mnie dużo ciekawszym procesem. Fascynuje mnie naukowe zrozumienie tego, co dzieje się w piekarniku, misce czy mikserze.

Takie podejście pozwala mi dogłębnie zrozumieć cały proces i jednocześnie wytłumaczyć osobom, które nie potrzebują aż takiego zaangażowania, co mogą zrobić lepiej.  Oczywiście nie prezentuję tej wiedzy w ten sposób, bo nie do końca o to chodzi w mojej twórczości, natomiast mi samej bardzo ułatwia to pracę. Nawet jeżeli coś mi nie wyjdzie, dużą radość i satysfakcję daje mi dowiadywanie się dlaczego. Zainteresowanie tymi procesami pozwala mi również zapewnić moim widzom poczucie bezpieczeństwa. Oferuję im proste wytłumaczenie czegoś, co może wydawać się skomplikowane. Cenią to, że czują się ze mną pewnie, że w momencie gdy zaczną piec, nawet pomimo małego lub znikomego doświadczenia, mogą liczyć na sukces. Oczywiście skuteczność przepisów nie może być stuprocentowa, ale jest bardzo wysoka.


Czy zamiłowanie do detali wpłynęło na strukturę Twoich książek? Czy to dlatego zdecydowałaś się łączyć przepisy z filmami instruktażowymi?

Przyznam szczerze, że sama początkowo nie doceniałam wartości uwzględniania swoich filmów w książce. Przez to, że jestem w środku i brakuje mi dystansu, nie dostrzegam pewnych rzeczy. To tak naprawdę zasługa mojego męża, który zauważył niszę i stwierdził, że jej wypełnienie może mieć naprawdę dużą wartość dla osób korzystających z moich książek. Kiedy zaczęliśmy przygotowania do realizacji projektu, okazało się, że dla wielu osób łatwiej jest skorzystać z filmu, niż polegać wyłącznie na przepisie. Filmy pozwalają niemal wejść ze mną do kuchni i krok po kroku realizować przepis, przewijając materiał w razie potrzeby. Nie wiem, czy istnieje jeszcze jakaś książka, która dołącza kody QR prowadzące do realizacji przepisów, ale może w przyszłości się to zmieni. Wiem natomiast, że to rozwiązanie spotyka się z dużym uznaniem widzów – otrzymujemy coraz więcej pozytywnych opinii, że to świetny pomysł i wygodny sposób na wspólne gotowanie, który umożliwia bycie ze mną w kuchni przez cały proces pieczenia.


Swoje przepisy publikujesz na blogu bezpłatnie, a mimo to zdecydowałaś się zebrać je w formie książek i przekazać odbiorcom jako podsumowanie swojego dorobku. Czy jest jakiś szczególny powód, dla którego uznałaś, że to ważny krok w Twojej działalności i że właśnie w ten sposób chciałabyś dalej się rozwijać?

Pierwsza książka została wydana na prośbę widzów. Wiedziałam, że chcę wydać książkę, ale to oni przez długi czas przekonywali mnie do tego pomysłu. Stopniowo dojrzewałam do tej decyzji. Na początku była to zupełna abstrakcja. Wydawało mi się, że książka musi być czymś wielkim, specjalnym, wyjątkowym – że musi zawierać przepisy, jakich świat jeszcze nie widział. Myślałam, że stworzenie takiego projektu pochłonie mnóstwo czasu, bo wymaga ogromnego nakładu pracy i zaangażowania. Z czasem, na spokojnie, zaczęłam opracowywać tę koncepcję i doszłam do wniosku, że moi widzowie chcą tego, co już od mnie otrzymują. Nie oczekują niczego przesadnie wydumanego, nieautentycznego ani niezgodnego ze mną.

Paradoks polega na tym, że wszystkie przepisy są dostępne na blogu – niczego nie ukrywam. To nie jest tak, że ktoś, kto nie kupi książki, nie będzie mógł korzystać z moich przepisów. Mimo to ludzie wolą książki. Choć mówi się, że czytelnictwo umiera i ludzie nie kupują książek, moje doświadczenie pokazuje coś zupełnie innego – wiele osób pisze do mnie, że oglądają moje filmy, zapisują przepisy i drukują je z bloga, ale i tak wolą mieć książkę. Właśnie dzięki moim widzom, jeśli mogę tak powiedzieć, powstała i została wydrukowana moja pierwsza książka. 

Nie ukrywam, że ogromnym wsparciem był dla mnie mój mąż, który działa w branży marketingowej. Jego zaangażowanie było naprawdę znaczące, ponieważ od zawsze marzył o stworzeniu książki, choć z nieco innych powodów. Dla niego było to wyzwanie i forma rozwoju, a dla mnie – sposób na zebranie mojego materiału w spójną całość. W ten sposób nasze cele się połączyły. On chciał przetestować swoje możliwości, a ja miałam gotowy materiał na książkę. Tak krok po kroku koncepcja się urzeczywistniła. Co ciekawe, zawsze wpadamy na ten pomysł podczas wakacji, kiedy pracy jest mniej, a potem w pośpiechu przygotowujemy materiał i wydajemy książkę. Jak dotąd udało się to cztery razy.


Jak wspominasz cały proces? Swoje książki sprzedajesz za pośrednictwem własnej strony internetowej. Czy kiedykolwiek rozważałaś współpracę z wydawnictwem, czy od początku zakładałaś, że self-publishing będzie najlepszym rozwiązaniem?

Nigdy nie rozważaliśmy współpracy z wydawnictwem. Powód jest prosty – cenię sobie niezależność i pełną swobodę twórczą, a także możliwość podejmowania wszystkich decyzji samodzielnie. Nie odpowiadają mi kompromisy, dlatego od początku wiedzieliśmy, że self-publishing to droga dla nas. Nie braliśmy pod uwagę żadnej innej opcji – od razu byliśmy pewni, że chcemy i możemy wydać tę książkę samodzielnie. Dodatkowo, bardzo ciekawił nas sam proces, ponieważ wcześniej nie mieliśmy z nim styczności.

To była ciekawa podróż – od samego przygotowania książki, przez jej skład, aż po znalezienie drukarni, która zajmie się wydrukiem. Zwykle od podjęcia decyzji o stworzeniu książki do momentu, gdy jest gotowa w wersji złożonej, mija od 4 do 6 tygodni. W tym czasie przygotowuję zdjęcia i przepisy – każdy z nich jeszcze raz przeglądam, poprawiam, uzupełniam, dodaję lub usuwam, w zależności od potrzeby. To dość mozolna praca, ale wykonuję ją szybko, ponieważ w tym okresie w pełni koncentruję się na książce. Mam tę wygodę, że współpracując z mężem przy składaniu książki, możemy wspólnie swobodnie dopasowywać czas pracy. To nie jest tak, że musimy stworzyć coś w określonym terminie – po prostu wypełniamy luki pomiędzy naszą codzienną pracą. Dopiero gdy skończymy, następuje samo składanie książki i przekazanie jej do druku. Współpracujemy z drukarniami, które już dobrze znamy. To znacznie ułatwia sprawę, bo wszyscy rozumiemy swoje oczekiwania, co ułatwia komunikację. Sam druk książki, zajmuje zazwyczaj od 3 tygodni do miesiąca. A później, na moje szczęście, resztę przejmuje już Imker. Książka trafia do magazynu, a my przygotowujemy się do premiery, która również jest dużym wydarzeniem – czasochłonnym i wymagającym wielu pomysłów na to, jak ją zorganizować.


Co pozwoliło Ci wykonać największy krok w rozwoju Twojej społeczności? Co sprawia, że Twoja społeczność z Tobą jest?

Moja społeczność obejmuje bardzo szeroki przekrój osób, z różnym poziomem cukierniczego zaangażowania. Są to zarówno osoby początkujące, które dopiero uczą się podstaw, jak i te bardziej doświadczone, które szukają nowych wyzwań i inspiracji. Jest także wszystko pomiędzy tym – każda osoba na dowolnym poziomie zaawansowania. Myślę, że nowicjusze znajdują u mnie wsparcie w postaci prostych, dobrze wytłumaczonych przepisów, które dają im pewną gwarancję osiągnięcia sukcesu. Średniozaawansowani otrzymują wskazówki, porady oraz informacje, jak unikać błędów i rozwijać swoje umiejętności. Natomiast zaawansowani cukiernicy zyskują ogólną możliwość bycia w naszej społeczności, wymiany pomysłów i inspiracji.  Są też takie osoby, które zaczynały od prostych rzeczy a teraz widzę, jak podążają coraz bardziej ambitną ścieżką.  Na Facebooku prowadzę grupę Orchideli, gdzie te podziały świetnie się pokazują a poziom wypieków jest naprawdę różny. Od bardzo profesjonalnych, przepięknie przygotowanych po domowe, widać, że jedne z pierwszych. To wszystko świetnie działa – grupa to przestrzeń, w której osoby nawzajem się wspierają, podpowiadają sobie i pomagają. 

Uważam, że moja społeczność jest ze mną, ponieważ – chciałabym tak myśleć – oni przy mnie mają pewność, że nawet jeśli wcześniej im się w kuchni nie udawało, to z moją pomocą w końcu się uda. Otrzymuję wiele pozytywnych komentarzy, które motywują mnie do dalszej pracy. Często powtarza się, że moje przepisy zawsze się udają, że pieczenie przestało być stresujące, a stało się prawdziwą przyjemnością. Czytając takie opinie, utwierdzam się w przekonaniu, że to, co robię ma sens i przynosi wartość, która wpływa na budowanie społeczności. Ktoś mógłby powiedzieć, że to tylko pieczenie, nic wielkiego, takie hobby, ale naprawdę może to zbudować zaskakująco duże poczucie własnej wartości, szczególnie w codziennym życiu. Wydaje mi się, że ta wartość sprawia, że moja społeczność wciąż się rozwija i jest ze mną już od około ośmiu lat. Czasami bywa tak, że społeczności stają w miejscu, wpadają w stagnację, ale tutaj nieustannie przybywa nowych osób, co jest szalenie budujące i inspirujące. Daje to motywację, by dążyć do jeszcze większych celów podążając w tym samym kierunku.


Jaki jest dla Ciebie największy sukces w rozwoju dotychczasowej działalności?

Myślę, że momentem przełomowym było dla mnie zrozumienie bardzo prostej, choć nieoczywistej rzeczy – mianowicie, że dla moich widzów najważniejsze jest rozwiązanie ich problemu, a nie spektakularne efekty czy wizualne fajerwerki. Przyszedł taki moment kilka lat temu, że uświadomiłam sobie, że zamiast skupiać się na efektownych dodatkach, wymyślnych przepisach czy tworzeniu czegoś wybitnego, co będzie trudne do odtworzenia przez większość osób, powinnam oferować to, czego moi widzowie naprawdę potrzebują. Konkretne, proste rozwiązania i przepisy, które każdy będzie w stanie wykonać.

Widzę też, że istnieje duże zapotrzebowanie na powrót do tradycji. Moi widzowie często zgłaszają chęć przypomnienia sobie przepisów, które piekły ich mamy czy babcie. Chcą odtwarzać tradycyjne dania. Wielokrotnie otrzymuję wiadomości, w których ktoś pyta, czy mam przepis na ciasteczka, które pamięta z dzieciństwa. Nowe przepisy są interesujące, ale to co się kojarzy z tradycją, z mamą, z babcią to są prawdziwe przepisy. Nie oszukujmy się – nie ma to jak szarlotka. Można robić sernik z ciasteczkami cynamonowymi czy ciasto z Oreo, ale nic nie przebije zwykłej, prostej, tradycyjnej szarlotki. 

Uważam, że to był krok milowy, ponieważ wcześniej w moich pracach panował pewien chaos. Trudno było wyczuć, czego naprawdę chce większość – to nie jest łatwe, zwłaszcza w mediach społecznościowych, gdzie dociera mnóstwo różnych głosów, komentarzy, a każdy wydaje się mieć inne oczekiwania. Znalezienie wspólnego mianownika może sprawiać pewne trudności. Jednak od momentu, gdy dostrzegłam, że to jest właśnie to, czego ludzie oczekują, zaczęłam się trzymać tego, co przynosi sukces i zyskuje uznanie. Myślę, że ta konsekwencja również stanowi wartość dla moich widzów.


Czy da się utrzymać będąc wyłącznie twórczynią internetową? W jaki sposób głównie zarabiasz?

Moje główne źródła dochodu są dość tradycyjne, jak na twórcę internetowego. Mowa tu o dochodach z reklam na YouTube i Facebooku, a przede wszystkim – od pewnego czasu – ze sprzedaży moich książek. Wydałam ich cztery – trzy z serii „Crème de la crème” oraz czwartą – „Na słodko”. Książki okazały się hitem, co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, ale też dużą motywacją.

Jeśli chodzi o utrzymanie się z działalności jako twórca internetowy, myślę, że jest to możliwe. Jestem przykładem, że da się to zrobić. Zaczynając tę działalność, nigdy nie brałam pod uwagę planu B. Większość osób, stając się twórcami internetowymi, robi to w taki sposób, że nadal pracują gdzieś indziej a po pracy tworzą treści. Ja natomiast od początku byłam zdeterminowana, by zrobić to na 100%. Uznałam, że jeśli się uda, to się uda, ale poświęcam się temu w pełni. To jest moja praca i tylko tym się zajmuję. Uważam, że jest to sposób na utrzymanie się, jeśli człowiek jest wystarczająco zdeterminowany, ale nie jest to łatwa ścieżka. Wymaga ogromnej determinacji i konsekwencji. Media społecznościowe mają taką specyfikę, że dłuższy urlop nie jest wskazany. Oczywiście można to odpowiednio zaplanować, ale nie jest tak, że można pracować tylko wtedy, gdy ma się ochotę, a odpoczywać, kiedy nie ma się nastroju. Ta praca zdecydowanie wymaga wyższego poziomu zaawansowania w zakresie zarządzania swoim czasem. 


Jaki jest kolejny krok w Twojej karierze zawodowej? W którą stronę teraz kierujesz swoje działania, w co inwestujesz swój czas, wysiłki i pieniądze? Co chciałabyś osiągnąć w najbliższym czasie i jakich nowych wyzwań chciałabyś się podjąć?

W tej chwili moim priorytetem jest stworzenie szkoleń online, które pomogą moim odbiorcom nie tylko rozwijać swoje umiejętności kulinarne, ale także zwiększać pewność siebie w kuchni, ponieważ to jest kluczowe w całym tym procesie. Planujemy przygotować serię takich szkoleń, ale zobaczymy, na ile uda nam się to zrealizować czasowo.

Kolejny projekt, który mamy w planach od jakiegoś czasu, to jeszcze większe wyzwanie – aplikacja mobilna. Narzędzie ma służyć jako wsparcie, być tak zaprojektowane, aby ułatwiało codzienne gotowanie – z przepisami, poradami i łatwością obsługi, ponieważ telefon mamy zazwyczaj pod ręką. Może pomoże ono dotrzeć do nieco młodszych użytkowników i przekonać ich, że warto z niej korzystać. 

W dalszej perspektywie cały czas wraca pomysł jeszcze niezrealizowany, o którym myślę już kilka lat. Chodzi o cukiernię, od której wychodziliśmy planując moją działalność. Nie wiem jeszcze, w jakiej dokładnie formie, ponieważ tradycyjny model nie jest dla mnie, więc z pewnością będzie to coś innego niż zwykła, klasyczna cukiernia. Niemniej jednak, na pewno oparta na tradycyjnych założeniach – prawdziwych składnikach, autentycznych przepisach i przygotowywaniu wszystkiego tak, jak robiły to mama czy babcia w swojej kuchni. To jest dla mnie absolutnie pewne, nie widzę tutaj miejsca na kompromis. To jak będzie wyglądać reszta okaże się z czasem. Trzy bardzo ambitne cele, ale po wydaniu książki, kolejne wyzwania wydają się łatwiejsze w realizacji.

Skorzystaj z kodu IMKER i zaoszczędź 10 zł na dowolnym pakiecie książek Orchideli
https://bit.ly/imker-promocja-orchideli

facebook twitter youtube vimeo linkedin instagram whatsup