Edukatorka finansowa to zawód, który sama wymyśliłam i stworzyłam – wywiad z Dominiką Nawrocką

  z dnia: 25 marca 2025

Rozmawiamy z Dominiką Nawrocką – przedsiębiorczynią, edukatorką finansową i autorką książek. Założycielka marki Kobieta i Pieniądze, od lat wspiera kobiety w budowaniu niezależności finansowej, ucząc je, jak zarządzać budżetem, inwestować i rozwijać swoją przedsiębiorczość. Prowadzi warsztaty, szkolenia oraz społeczność kobiet świadomych finansowo, inspirując do działania i podejmowania odważnych decyzji finansowych.


W tym artykule przeczytasz o:

Czy zaradność finansowa to twój wrodzony talent? Od zawsze umiałaś dobrze zarządzać portfelem?

Nie, wprost przeciwnie. Dopiero w pewnym momencie samo życie mnie do tego zmusiło. Wcześniej nie zdawałam sobie w ogóle sprawy, że jest taka dziedzina jak finanse osobiste. Nikt mnie tego nie nauczył – ani w szkole, ani w domu. Zajmowałam się pieniędzmi tak jak mi się wydawało, że jest dobrze. Głównie skupiałam się na ich zarabianiu. Wiedziałam, na poziomie ogólnym, że trzeba je jeszcze oszczędzać, ale właściwie to tyle. Miałam poczucie, że z czasem zarabiam coraz więcej, ale wcale nie mam od tego więcej pieniędzy.


Czy był jakiś przełomowy moment w Twoim życiu, który Cię do tego zainspirował?

Miałam osobiste wyzwania życiowe. Przez pewien czas zastanawiałam się, czy się rozwieść ze swoim mężem. Zobaczyłam wtedy, że pieniądze odgrywają bardzo istotną rolę dla podjęcia takiej decyzji – weszły wręcz na pierwszy plan. Na szczęście u mnie nie było tak, że z powodów finansowych nie mogłabym jej podjąć. Ale zdałam sobie wtedy sprawę, że wiele kobiet nie ma takiego wyboru. Nie czują się bezpiecznie, jeśli miałoby zabraknąć w budżecie pensji męża. To mi też pokazało, że ten problem istnieje na szerszą skalę i wysunąć wnioski, że może to jest konsekwencja braku edukacji finansowej.

Zaczęłam od nadrobienia własnych zaległości. Bardzo dużo wtedy chłonęłam wiedzy finansowej i wprowadzałam ją w swoje życie. Pomyślałam, że pewnie nie jestem jedyna na tym świecie z takim jej deficytem, że pewnie jest to bardzo typowe. To się szybko potwierdziło.


Zauważyłaś lukę w rynku?

To nawet nie było uzupełnienie luki na rynku, bo tego rynku jeszcze nie było. Pierwsza stworzyłam taką kategorię jak edukacja finansowa kobiet. Postanowiłam zebrać swoją dotychczasową wiedzę w książce, żeby ją sobie poukładać, uruchomić dla siebie samej pewien proces edukacyjny. Gdy już ją pisałam, odważyłam się też wyjść ze swoimi obserwacjami do innych kobiet. Założyłam bloga, wydałam samodzielnie książkę, zaczęłam na różne sposoby dzielić się swoją wiedzą. 


Jest teraz z Tobą zaangażowana społeczność. Czy tak było od początku?

Tak, Facebook przypomniał mi niedawno mój post sprzed dokładnie dziesięciu lat, o tym, że napisałam cztery strony swojej książki, nie spodziewałam się, że to jest takie trudne i nie wiem, czy robić to dalej, bo nigdy nie pisałam wcześniej książek, ani poradników. Wtedy bardzo pozytywnie zareagowała moja najbliższa społeczność, otoczenie, koleżanki, przyjaciółki. I to mi dodało mnóstwo wiatru w żagle.


Czy było w budowaniu społeczności coś, co Cię zaskoczyło?

Przede wszystkim bardzo pozytywny odbiór. Przez te 10 lat w ogóle się nie mierzyłam na żadnym etapie z hejtem. Być może nie jestem tak popularna osobiście, by tam ktoś się krytycznie odnosił do mojego wyglądu, czy pisał podobne rzeczy. Cały czas zajmuję się tematem finansów, więc może dzięki temu mnie to nie dotyka.

Edukacja finansowa ma trochę odroczoną gratyfikację. To nie jest jak z fitnessem, że ktoś zaczyna ćwiczyć z influencerką, w kilka tygodni wyraźnie schudnie i od razu widać tą metamorfozę. U moich odbiorców często mija wiele tygodni, miesięcy, a czasem lat, zanim ktoś się przełamie i od śledzenia moich treści przechodzi do poważnego zajęcia się tym tematem w swoim życiu. Potem zaczyna się tego uczyć, więc efekty też przychodzą dopiero po jakimś czasie. Gdy jest się twórcą internetowym często wysyła się przekaz w jedna stronę i nie wie do końca, jak on jest odbierany. To nie jest tak, jak gdy idzie do szkoły, wykłada i widzi od razu po minach ludzi, jaki jest efekt. Dlatego też tak miłe są dla mnie te pozytywne komentarze, które dostaję od kobiet, których przecież nie znam często osobiście.


Feedback od osób będący w podobnej sytuacji, co ty kiedyś, musi dawać satysfakcję. 

Tak, to są dla mnie takie zastrzyki szczęścia. Nie tylko dlatego, że kobiety śledzą to, co robię, ale dlatego, że kobiety chcą się uczyć, rozwijać. Są też bardzo wdzięcznymi odbiorczyniami. Bardzo lubię pracować z kobietami. Uczę też mężczyzn, prowadzę dużo szkoleń dla wszystkich, nie tylko dla kobiet i widzę, że powiązanie sfery finansowej z płcią też się zmienia. 

Kiedyś mężczyźni konkurowali ze mną, próbowali udowodnić, że nie mam odpowiedniej wiedzy, bo temat pieniędzy wydaje się bardzo męski. Teraz widzę coraz większą ich otwartość na to, że mogą czegoś nie wiedzieć. Widzą też korzyść z tego, że kobiety się rozwijają w tym temacie, bo w domach wtedy jest łatwiej tym się zająć, jak ma się partnerkę, z którą razem we dwoje dbamy o finanse. 


Mężczyznom łatwiej jest rozmawiać o pieniądzach?

To jest dla wszystkich cały czas delikatny temat. Wbrew pozorom intymny, choć w kobiecej sferze, dodatkowo bardzo emocjonujący, często w owiany wstydem sposób. Decyduje o tym niekoniecznie zawsze kryterium płci, ale zależy też miejsce, w którym mieszkamy, wiek, w którym jesteśmy. Dalej jest co robić, więc zawsze zachęcam inne kobiety, żeby stawały się takimi trenerkami finansowymi. Wbrew pozorom w dalszym ciągu jest nas niewiele.

Edukatorka finansowa to zawód, który sama wymyśliłam i stworzyłam. Zachęcam kolejne osoby, żeby zajmowały się tym samym co ja, bo jest bardzo dużo do zrobienia. Spod moich skrzydeł wyszło już kilkaset osób, które publicznie albo w swoich społecznościach lokalnych uczą finansów osobistych, wspierają inne osoby, ale moim zdaniem to jest dalej kropla w morzu potrzeb. Dopóki nie powstanie formalna edukacja szkolna i nie zaangażują się duże instytucje czy podmioty komercyjne z odpowiednimi zasobami do finansowania takich projektów, ich rozwój będzie postępował w takim a nie innym tempie.


Co sprawia, że kobiety są tak zaangażowane w Twoje inicjatywy?

Staram się tworzyć przestrzeń do tej edukacji finansowej, a nie taki swój kościół. Celowo nazwałam ten projekt “Kobieta i Pieniądze”, a nie “Dominika Nawrocka”. Znam swoje moce i swoje talenty. Potrafię zarażać innych ideą i przyciągać do niej. Wiem, ile mogę zrobić, a czego nie dam już rady. Dlatego moją intencją jest stworzenie tej przestrzeni też dla innych edukatorek. Stąd w 2017 r. wymyśliłam kluby edukacji finansowej – Klub Kobiety i Pieniądze. Działałyśmy właściwie do pandemii. W tym czasie kilka tysięcy kobiet przeszło przez nasz program. Pojawiło się kilkaset ambasadorek, które potem prowadziły spotkania w swoich miastach. 


Twoje szkolenia dały im taki impuls do działania?

Myślę, że przyciągało je przede wszystkim to, że one mogą się zaangażować, bo kobiety bardzo chcą to robić. Tworząc dla nich przestrzeń dałam też narzędzia i formułę do tego, żeby się zaangażować, wziąć  coś konkretnego, nauczyć się, rozwinąć i z tym pójść dalej. 

Okazuje się, że jak się tylko powie “chodźcie, możemy coś wspólnie zrobić” to naprawdę jest wiele kobiet, które chcą się dołączyć.  Potrzebna jest tylko liderka. Ktoś, kto powie, jak to ma wyglądać, da narzędzia, metody. Wtedy dziewczyny czy kobiety (bo były tam osoby w każdym wieku, w różnym momencie życia, różnie wykształcone) idą dalej, rozwijają się  przy tym i pomagają innym się rozwijać. To naprawdę wspaniale działało. Po pandemii wiele z nich się przeniosło online’u i na tamten moment jakby wyczerpała się formuła. Myślę, jednak że jeszcze jest dużo przestrzeni, żeby móc do tego wrócić.


Wspomniałaś o wsparciu kobiet w różnych momentach życia. Czy zauważasz różnice w podejściu do finansów wśród różnych pokoleń?

Myślę, że tak. Sporo zależy od tego, kiedy się wychowywałyśmy, jakie wzorce wyniosłyśmy z domów. Ja na przykład jestem w wieku średnim, pokoleniowo jestem X-em. Wychowywałam i się w końcówce PRL-u i tam pieniądze były tematem tabu i brudnym. Jak ktoś je miał, to był na pewno nieuczciwym przedsiębiorcą, oszustem i tak dalej. Dla nas takim wzorcem właściwej postawy było: idź na studia, skończ je, miej dobrą pracę i tego się trzymaj.

Zresztą dla pokolenia moich rodziców to tabu było jeszcze silniejsze, trudniejsze były rozmowy na ten temat. Praktycznie nie istniała prywatna przedsiębiorczość, wszystko było w rękach państwa, więc wykształciło się takie pasywne podejście do pieniędzy – najlepiej zdobyć pracę w państwowej firmie, potem mieć tą biedną emeryturę. Nic więcej nie da się zrobić. 


Czy młodsze pokolenia podchodzą do pieniędzy inaczej?

Już moje pokolenie – dorastając w późnym PRL-u  i latach 90. – zyskało trochę dostępu do edukacji, do świata. Więcej widzieliśmy i więcej chcieliśmy. Zależało nam, by uzupełnić te braki, wynikłe z tego, że nie mieliśmy różnych rzeczy w dzieciństwie, więc gdy się pojawiały to się trochę rzucaliśmy na to. Z drugiej strony wychowaliśmy się właśnie w tych brakach, więc nasze podejście do pieniędzy też było cały czas niezdrowe.

Moje dzieci, które są teraz nastolatkami, na pewno inaczej podchodzą do pieniędzy. Żyją w dobrobycie, w obfitości, niczego im nie brakuje. Dla nich pieniądz już jest bardziej naturalny i kojarzy się pozytywnie, bo przynosi im radość, daje im możliwość realizowania różnych pasji. To są bardzo różne podejścia. Każde z tych trzech pokoleń, w związku z tym, że wychowało w innej sytuacji finansowej ma inne podejście do pieniędzy. Ale to podejście najmłodszego pokolenia jest moim zdaniem najzdrowsze.


Dlaczego? 

Bo pieniądze są czymś normalnym, są narzędziem do realizacji życia po prostu. Dobrze, że im się kojarzą pozytywnie, że niczego im nie brakuje. Mogą się skupić na tym dalszym rozwoju. Na tym, żeby dalej budować zdrowe społeczeństwa, zdrowe firmy, zdrowe podejście do zarabiania pieniędzy, zdrowe partnerskie rozmowy o pieniądzach.


Pokolenie Z już nie będzie już wydawać całej pensji w tydzień, a potem wpadać długi?

Chciałabym, by tak się stało, chociaż na razie nie widzę tego aż tak optymistyczne. Byłoby to na pewno łatwiejsze, gdyby w szkołach pojawiła się edukacja finansowa. Wtedy kolejne pokolenie nie musiałoby się w dorosłości borykać z takimi problemami, jak niepotrzebne zadłużenie na konsumpcję. Mogłyby też wcześnie zacząć świadomie odkładać na emeryturę, w ten sposób nie byłoby problemu, który dotyka starsze pokolenia, że nasze emerytury będą biedne. Gdyby dorzucić najmłodszemu pokoleniu tych nastolatków, młodzieży, która wchodzi w dorosłe życie, edukację finansową w szkole, to przełożyłoby się to wtedy na gospodarkę kraju, na jego PKB. Ludzie, którzy wiedzą, jak zarządzać swoimi pieniędzmi, potrafią inwestować. To wszystko ma szansę przełożyć się na taki dobrostan finansowy nie tylko personalny, ale naprawdę w skali całego kraju.


Padło kilka słów wcześniej na temat Twojej książki. Jak wspominasz proces jej tworzenia? 

Byłam bardzo ciekawa tego procesu i zamarzyłam sobie jej napisanie. Wymyśliłam, że chcę mieć taką książkę poradnikową, która nie wyczerpuje tematu. Taką, która ma zachęcać do rozpoczęcia edukacji finansowej, zainteresowania się tematem pieniędzy. Ona świadomie jest nieduża, pisana lekkim językiem, z wykorzystaniem życiowych kontekstów, bo ja jestem dla tych osób, które dopiero zaczynają. Ja mam za zadanie oswoić, pokazać, że to jest ciekawe. Pokazać, że to nie jest trudne tylko ciekawe.


Czy poza samą ideą miałaś też pomysł na strukturę książki? 

Szukałam jakiegoś dobrego wzorca. Patrzyłam, jak są pisane poradniki amerykańskie. Jak je przeczytałam dla siebie “jako czytelniczka”, to potem czytałam je jeszcze raz “jako redaktorka”, szukając dobrych schematów. 

Zaczęłam też rozmawiać z wydawnictwami. Wtedy nawet chyba łatwiej mi było wydać książkę z wydawnictwem niż dzisiaj. Dziś wydawnictwa oczekują zrobienia za nie całej promocji w mediach społecznościowych. Jeżeli autor jest bez tego zaplecza marketingowego, trudniej jest przekonać wydawnictwo do siebie. Warunki, które wydawnictwa oferują, są moim zdaniem nieatrakcyjne dla kogoś, kto chce traktować wydanie książki, jako działalność biznesową. Ja wtedy się utwierdziłam w przekonaniu, że mogę wziąć cały proces marketingowo-sprzedażowy w na siebie, a skoro tak, to tym bardziej mi się opłaca samodzielnie wydanie książki. ​​Oczywiście wydawnictwa tłumaczą niską prowizję wysokimi kosztami po swojej stronie – mają duże zaplecze, które muszą utrzymać. Ja tego nie mam, więc u mnie jest to prostsze.


Skąd wiedziałaś, że to jest ten moment, żeby ją wydać?

Świadomie wybrałam taki początek swojej aktywności, ponieważ chciałam zaistnieć w społeczności jako autorka książki, a nie jako blogerka finansowa, (bo wtedy jeszcze nie mówiło się o influencerach czy twórcach internetowych, byli tylko blogerzy). Nie chciałam konkurować z tak dużymi nazwiskami, jak popularni już blogerzy finansowi. Wolałam zbudować swoją niszę edukacji finansowej kobiet, stworzyć coś swojego wejść na rynek jako autorka, bo to od razu mnie lepiej pozycjonowało marketingowo. Pozwoliło mi to też zebrać i uporządkować materiał pod swoje szkolenia.

Sam proces nie był bardzo skomplikowany. Napisanie książki to jedno, a redakcja i korekta to drugie. Największym wyzwaniem okazuje się nie tyle dystrybucja, co sama sprzedaż. Choć internet daje dziś spore możliwości, to nadal wymaga to zaangażowania, a nie każdy autor jest gotowy czy chętny, by się tego uczyć i samodzielnie przecierać nowe szlaki. Jeśli brakuje na to czasu lub motywacji, można rozmawiać pewnie z wydawnictwem albo z jakimiś fajnymi partnerami, którzy nam mogą w tym pomóc. Dzisiaj już tacy są.


Działasz wielotorowo – oprócz książek masz też m.in kursy online, e-booki i nie tylko. Czy jest jeden produkt, który, który cieszy się największą popularnością wśród Twoich odbiorców?

Mam to w ten sposób przemyślane, że stworzyłam taki lejek produktowy. W ofercie mam i tańsze, i droższe produkty. Wiadomo, że jeśli ktoś zaczyna ze mną swoją edukację to zacznie od małego kroku. Po to są te produkty, które są po prostu najtańsze albo wręcz bezpłatne. W ten sposób się poznajemy, zaczynamy się trochę znać, lubić. Tak buduje się zaufanie czytelnika do eksperta. Dopiero potem będzie skłonny kupić coś droższego i wejść głębiej w edukacyjne treści. Z tego względu najwięcej sprzedaje się tych najtańszych produktów: szablonów budżetu domowego, e-booków. Potem są kursy online, szkolenia na żywo, lub też indywidualna praca w różnych programach. Teraz wprowadziłam jeszcze konsultacje, w których ja również uczestniczę, ale tam głównie działają inni trenerzy finansowi, czyli osoby, z którymi współpracuję. 


Jak udaje Ci się pogodzić tworzenie wszystkich treści, o których mówisz? Czy masz jakiś system organizacji pracy, który Ci się sprawdza?

Na pewno są to lata testowania i eksperymentowania. Cały czas jestem blisko ludzi i to jest najcenniejsze dla mnie, bo wyciągam od nich pomysły na te produkty. Można oczywiście robić ankiety, różne testy, natomiast ja dzięki temu, że naprawdę mam z odbiorcami kontakt fizyczny, czy online, ale wciąż bliski, to bardzo uważnie słucham i wyłapuję  różne potrzeby, a potem potrafię te spostrzeżenia przemienić w produkty.  To że mówimy o produktach cyfrowych to jedno, ale ja też stworzyłam różne programy edukacyjne, w różnej formie, postaci – hybrydowe, online’owe, offline’owe. – także to, co widzimy w sklepie to jest jedno, natomiast to, ile się przez te lata zadziało różnych formuł, to już jest inna sprawa. 

Swój tydzień organizuję w taki sposób, żeby praca była jak najbardziej efektywna. Mam jeden dzień w tygodniu, kiedy zajmuję się tylko i wyłącznie tworzeniem, czyli wtedy się skupiam na kreowaniu, produkowaniu treści, produktów, na pracy koncepcyjnej. Wtedy nie robię żadnych spotkań, nie ruszam tematów organizacyjnych, żeby się nie rozpraszać. Mam też zaplanowane dni, kiedy zajmuję się działaniami finansowymi, administracyjnymi albo też sprzedażowymi, czy takie, kiedy zajmuję się marketingiem oraz sprzedażą. To jest działalność biznesowa, więc ona to musi wszystko zawierać. 

Cały czas jestem solo-przedsiębiorczynią, pomimo tego, że otaczam się całkiem dużym zespołem. Zajmuje się on obsługą klienta, marketingiem, reklamami, SEO, trochę też tworzeniem contentu. Muszę przewodzić swoim projektom, wymyślać nowe produkty, ale też delegować pracę. Jest to świadoma decyzja, bo też dla mnie ważne jest to, żeby móc mieć możliwość wyjazdu, czy pracy wtedy, kiedy chcę, a nie wtedy, kiedy muszę.


Czy były jakieś decyzje, które z perspektywy czasu uważasz za swój najlepszy ruch? 

Żeby zacząć podchodzić do edukacji finansowej, jak do biznesu. Przestać traktować to jak poboczny projekt, którym zajmuję się po godzinach, tak jak to robiłam na początku. Najlepszą decyzją było, żeby to zacząć robić na 100 procent i uznać, że to będzie źródło mojego utrzymania, że to jest też moje aktywo, że traktuję to na serio. Nie na zasadzie, że wyjdzie lub nie wyjdzie, uda lub się nie uda, tylko że ja to zrobię. 


Jaki będzie Twój następny krok?

Cały czas dążę do tego, żeby wszystkie dorosłe kobiety w Polsce przeszły przez mój program podstawowej edukacji finansowej. Chciałabym również stworzyć centra edukacji finansowej pod moją marką Happy Money. To jest marka już, która jest kierowana do wszystkich – szczęśliwe pieniądze i szczęśliwi ludzie.

W związku z tym, że nie mamy takiej formalnej edukacji finansowej, nie wiemy do kogo pójść z jakim wyzwaniem. Kojarzymy kredyty, ubezpieczenia, inwestycje, ale to są wszystko takie rozproszone punkty. Potrzebujemy naprawdę rozumieć, jak z tego skorzystać. Mam duże wizje z tym właśnie związane. Chciałabym, żebyśmy wszyscy w Polsce mieliśmy takie miejsce, gdzie możemy pójść i nauczyć się, jak opiekować się swoimi pieniędzmi, żeby ktoś nam umiał pomóc w zaplanowaniu swoich finansów osobistych, krótko- i długoterminowo. Taki ktoś – trochę, jak trener – pomógłby rozwiązywać trudności z tego obszaru i pozwalałby swoje finansowe życie zrozumieć w całości. 

facebook twitter youtube vimeo linkedin instagram whatsup