– Wielu ludziom wydaje się, że dbanie o zdrowie wymaga licznych wyrzeczeń. Bardzo często, gdy wchodzę do sal pacjentów, w pośpiechu próbują ukryć kubki z kawą, ponieważ są przekonani, że popełniają straszne przewinienia wobec swoich serc. Właściwie codziennie tłumaczę, że kawa jest zdrowa! Wielu ludzi zaczyna oddychać z ulgą, niektórzy wręcz proszą o opinie na piśmie, że kardiolog nie zabrania im picia kawy, bo okazuje się, że od lat „mieli szlaban” na kawę w domu. Co ciekawe, na papierosy akurat nie, bo przecież one „tak cudownie relaksują”. Kompletny brak znajomości czynników ryzyka chorób sercowo – naczyniowych – rozmawiamy z dr n. med. Anną Słowikowską, kardiologiem, specjalistką chorób wewnętrznych z Kliniki Kardiochirurgii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Autorką książki “Serce w dobrym stylu”.
Czemu napisała pani tak luźną książkę na tak śmiertelnie poważny temat?
Książka tylko z pozoru wygląda na luźną. Z założenia miała swoją formą i pewną zamierzoną estetyką zachęcać do podejmowania racjonalnych działań na rzecz własnego zdrowia, być praktycznym przewodnikiem do zarządzania własnym zdrowiem dla każdego, kto tego chce. To 40 rozdziałów opartych na faktach, ale napisanych bardzo przystępnym czyli rzeczywiście luźnym językiem. Na dodatek jest bogato ilustrowana.
Dlaczego ją napisałam? Pracuję w miejscu, do którego przybywają dwie grupy ludzi. Pierwsi to ci, którzy potrzebują leczenia operacyjnego serca np. pomostowania aortalno – wieńcowego czyli wykonania bajpasów czy też implantacji protezy zastawki serca z powodu wady zastawkowej. A drudzy to towarzyszący im bliscy – często to oni zadają najwięcej pytań. Zadają je, bo choroby serca nagle stają się dla nich czymś realnym. Dopóki my sami nie chorujemy ani nikt z naszych bliskich nie choruje, to wydaje nam się, że wszystko, co robimy… albo też to czego nie robimy dla naszego serca, nie ma znaczenia, bo zawsze będziemy piękni, młodzi i nieśmiertelni.
I nagle następuje zderzenie z rzeczywistością.
Tak. I z jednej strony dobrze, że na co dzień nie zamartwiamy się byle czym, bo hipochondria nie jest dobra dla nikogo. Z drugiej strony, jeśli zapominamy o podstawowych zasadach, których przestrzeganie minimalizuje ryzyko niekorzystnych zdarzeń takich jak udar mózgu czy zawał serca, to sami narażamy się na to, że zachorujemy.
Może odpowiem nieco szerzej na pytanie: dlaczego w ogóle napisałam książkę “Serce w dobrym stylu”. Otóż: bardzo często dzwonią do mnie znajomi i znajomi znajomych z pytaniami dotyczącymi serca i w ogóle zdrowia. Telefon dzwoni niekiedy tak często, że momentami czuję się jak całodobowa infolinia. (śmiech) Zawsze staram się wyczerpująco odpowiedzieć na wszystkie pytania: np. dlaczego trzeba leczyć nadciśnienie, dlaczego warto odżywiać się tak, a nie inaczej, czy leki przeciwzakrzepowe są groźne, co mają wspólnego zęby z sercem, co to jest miażdżyca i czy można jej zapobiegać, czy seks szkodzi sercu. Tych pytań jest potwornie dużo, chcąc zaspokoić głód wiedzy nawet części zainteresowanych, musiałabym nie odrywać się od telefonu i prowadzić wielogodzinne konwersacje. Niestety, na rynku książek nie znalazłam takiej publikacji, do której mogłabym z czystym sumieniem wszystkich odesłać. Marzyła mi się książka o zarządzaniu własnym zdrowiem dla każdego, kto chciałby traktować swoje zdrowie jako dużą wartość. Marzyła mi się książka, która nie infantylizuje przekazu, ale tłumaczy różne procesy toczące się w organizmie w jasny i klarowny sposób. Marzyła mi się książka bez truizmów i bez listy bezsensownych zakazów, które tylko odbierają radość życia ale nie mają żadnego medycznego uzasadnienia. Bo chorobom sercowo – naczyniowym i nowotworom można zapobiegać. To jest fakt! Według danych WHO, 80 procent chorób sercowo-naczyniowych (czyli zawałów, udarów, incydentów niedokrwienia kończyn, epizodów zakrzepicy) jest do uniknięcia. Proszę sobie wyobrazić: 80 procent udarów mogłoby się nie wydarzyć, gdyby przestrzeganie kilku naprawdę prostych zasad stało się powszechne! 40 procent nowotworów też byśmy uniknęli! O tym trzeba mówić głośno! To frustrujące, że ludzie przedwcześnie tracą sprawność i umierają z przyczyn możliwych do uniknięcia, a wystarczyłoby w odpowiednim czasie zmienić kilka złych nawyków na te dobre. Dlatego zabrałam się wreszcie za pisanie.
Pani doktor, to ja mam sobie odebrać wszystko to, co kocham, żeby żyć w dobrym zdrowiu? Dłużej, ale nieszczęśliwie?
Ależ tych kilka prostych zasad nie odbiera radości życia! Ani trochę! Moja książka opiera się na zaleceniach towarzystw naukowych ale zapewniam, nie sprawi, że będzie pan mniej szczęśliwy, wręcz przeciwnie. Wielu ludziom wydaje się, że zdrowie wymaga licznych wyrzeczeń. Dlatego wierzą w mity zamiast zapoznać się z rzetelną wiedzą. Podam przykład. Bardzo często, gdy wchodzę do sal pacjentów, w pośpiechu próbują ukryć kubki z kawą, ponieważ są przekonani, że popełniają straszne przewinienia wobec swoich serc. Właściwie codziennie tłumaczę, że kawa jest zdrowa! Wielu ludzi zaczyna oddychać z ulgą, niektórzy wręcz proszą o opinie na piśmie, że kardiolog nie zabrania im picia kawy, bo okazuje się, że od lat „mieli szlaban” na kawę w domu. Co ciekawe, na papierosy akurat nie, bo przecież one „tak cudownie relaksują”. Kompletny brak znajomości czynników ryzyka chorób sercowo – naczyniowych
Kolejny przykład. Wielu pacjentów żyje w przekonaniu, że po operacji serca już nic ze spraw „łóżkowych” się nie wydarzy, bo ktoś kiedyś im powiedział, że seks jest potwornie szkodliwy dla serca, a już zwłaszcza po operacji. Wielokrotnie rozmawiałam z ludźmi, którym posypało się z tego powodu życie rodzinne. A przecież to bzdura! Seks to doskonały trening układu krążenia, o czym głośno przypominał na moją prośbę prof. Zbigniew Lew-Starowicz! Przygotowaliśmy nawet cykl webinarów dla pacjentów aby wyjaśnić kilka istotnych kwestii z zakresu kardioseksuologii. Po obejrzeniu tych krótkich filmów, pacjenci odzyskują radość życia, na twarzach widać szczere uśmiechy, pojawia się większa motywacja do podejmowania współpracy z fizjoterapeutami aby jak najwcześniej powrócić do pełnej sprawności po operacji.
Mam nadzieję, że wkrótce na kanale YouTube mojej książki „Serce w dobrym stylu” pokaże się nowa wersja cyklu.
Czy panią to wkurza, że ludzie nie stosują się do tych paru prostych zasad?
Nie tyle wkurza, co jest mi ich szkoda. bo bardzo często rodziny zbyt późno pochylają się nad losem bliskich, niestety bywa tak, że dopiero nad grobami mówiąc, że “dopadł ich zły los”. A to nie tak! A przynajmniej nie zawsze. Jak podaje raport Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego Polacy przedwcześnie tracą sprawność i umierają z przyczyn możliwych do uniknięcia. I jest to niezwykle smutne. Niestety, niektórzy bardzo solidnie pracują na te niekorzystne zdarzenia. Najczęściej wynika to z niewiedzy. Pacjenci, którzy złym stylem życia i niechęcią do przyjmowania kilku leków „zapracowali” sobie na miażdżycę tętnic wieńcowych, która doprowadziła ich do zawału serca i operacji, zazwyczaj chcą ustrzec swoje dzieci przed chorobą. Dlatego proszą mnie, żebym wyjaśniła ich bliskim co mają robić aby uniknąć takich zdarzeń jak: udar mózgu czy zawał serca. Nie sposób jest poświęcić każdemu z osobna tyle czasu ile by oczekiwał. To nierealne.
To czym panią irytują pacjenci?
Pacjenci nigdy mnie nie irytują. Ja raczej współczuję wszystkim, którzy wyciągają błędne wnioski na temat czynników ryzyka chorób, na podstawie swoich pojedynczych obserwacji. Na przykład czasem wysłuchuję opowieści w stylu: mój sąsiad pali od 20 lat i nic mu nie jest, a sąsiadka nie paliła nigdy i zachorowała na raka płuc, dlatego nie wierzę, że palenie szkodzi… Tymczasem, światowe rejestry są jednoznaczne: rak płuca u palaczy występuje zdecydowanie częściej niż u niepalących. Z drugiej strony, ten przykładowy sąsiad, który pali i sprawia wrażenie, że się świetnie czuje, z całą pewnością nie oznajmia całemu światu, że ma np. zaburzenia erekcji. Związek z paleniem jest ewidentny. Potwierdzają to naukowe badania. Substancje zawarte w dymie papierosowym uszkadzają enzym syntazę tlenku azotu. A tlenek azotu jest potrzebny aby mogło dojść do erekcji. Trzeba tylko poznać trochę faktów z biologii i fizjologii człowieka aby to zrozumieć. Zapewniam, że zrozumienie tych procesów nie jest trudne, wystarczy dobra książka.
Albo te wszystkie opowieści o stuletnim dziadku…
O jakim dziadku?
Ileż ja się nasłuchałam o tych stulatkach, którzy całe życie palili i nic im nie było. Tyle tylko, że ten przysłowiowy stulatek urodził się w innych czasach, gdy medycyna była bezradna wobec wielu problemów. A skoro była bezradna to np z dziesięciorga dzieci w domu nie przeżywała często nawet połowa. A skoro ten dziadek np. przeżył infekcje w świecie bez antybiotyków to musi być silną genetycznie jednostką, nazwijmy to w uproszczeniu. Wielu pacjentów cały czas z uporem maniaka opowiada mi o tym mitycznym stuletnim dziadku, który w ich mniemaniu żył tyle lat właśnie dzięki paleniu …absolutnie błędne myślenie.
Dlaczego ludzie masowo nie orientują się w tak istotnych kwestiach, które mogą ich chronić przed chorobami i śmiercią?
Wielu osobom biologia kojarzy z koszmarem wkuwania jakichś nieistotnych tabelek lub z nauką o budowie pantofelków. A biologia to przecież królowa nauk!, Zajmuje się zagadnieniami związanymi z życiem czyli kluczowymi dla naszej egzystencji! A na dodatek biologia jest bardzo logiczna. Wydaje mi się, że gdybyśmy lepiej uczyli dzieci tego, jakie procesy zachodzą w organizmie człowieka, położyli nacisk na rozumienie zjawisk dotyczących zarządzania własnym zdrowiem to może łatwiej byłoby im później dbać o siebie. Skoro 80 procent chorób sercowo – naczyniowych mogłoby się nie wydarzyć gdyby przestrzeganie kilku zasad stało się powszechne, to powinno się o tym mówić głośno.
Nie chcę aby zabrzmiało to pompatycznie ale traktuję moją książkę jako pewnego rodzaju misję. Ponieważ pracuję w miejscu, w którym mam okazję przyglądać się błędom w myśleniu o zdrowiu to postanowiłam napisać książkę, która będzie bazą do rozumienia jak rozsądnie zadbać o własne zdrowie i tym samym szczęście. Bo w życiu przecież chodzi o to żeby być zdrowym, szczęśliwym i spełniać swoje cele. Człowiek ze szwankującym zdrowiem może nie mieć możliwości realizowania wszystkich marzeń. Tylko wtedy, kiedy wiemy odpowiednio dużo o naszym zdrowiu, możemy mieć na nie pozytywny wpływ i – co za tym idzie – na nasze szczęście.
No dobrze, ale przecież nie wszystkich stać na zmianę swojego życia na zdrowsze. Z różnych powodów: jedni mogą nie mieć czasu, inni pieniędzy…
Ale powtarzam: profilaktyka nie musi oznaczać postawienia swojego życia na głowie! W przypadku chorób sercowo-naczyniowych to naprawdę tylko kilka prostych zasad. Niektóre media czasem przedstawiają dbanie o zdrowie w zniekształcony sposób, można by wyciągnąć wnioski, że powinniśmy rzucić pracę, zamieszkać na siłowni, popijać tylko specjalne koktajle i startować w maratonach. To niedorzeczne. A wystarczą proste rzeczy. Jeśli aktywność fizyczna, to niekoniecznie coś, czego nie lubimy, tylko właśnie to, co kochamy np taniec, sprawne spacery, bieganie po lesie. Jeśli ktoś kocha siłownię to oczywiście nie ma problemu, ale trzeba z niej korzystać rozsądnie, czasem warto poradzić się kardiologa i fizjoterapeuty jaki rodzaj ćwiczeń byłby dla nas wskazany a jaki nie. Dźwiganie ciężarów nie zawsze jest dobrą opcją dla każdego. A co do jedzenia, to zdrowy sposób żywienia opiera się na fantastycznych, nisko przetworzonych produktach: dużo warzyw, trochę ryb, mało mięsa i zero tłuszczów trans, które niestety znajdują się w wielu produktach cukierniczych i piekarniczych. Fajnie gdyby warzywa w najbliższym warzywniaku pochodziły z uczciwych upraw. Jaki świat byłby piękny gdyby jedni drugich nie oszukiwali. Oszustwa żywieniowe to plaga naszych czasów.
Moja książka dotyka też innego, niezwykle istotnego problemu czyli podejścia do leczenia. W Polsce ale nie tylko, bo nie jest to problem typowo polski, mówi o nim raport Globalne Obciążenie Chorobami (z ang. „Global Burden of Disease”) wiele osób ignoruje leczenie chorób. I jest to tak frustrujące, gdy ktoś w XXI wieku z powodu niechęci do przyjmowania dwóch tanich tabletek doznaje udaru mózgu, albo przyjeżdża w stanie bezpośredniego zagrożenia życia do oddziału kardiochirurgii z powodu rozwarstwienia aorty. Wtedy my lekarze słyszymy zdania typu: gdybym wiedziała, że leczenie cukrzycy i nadciśnienia jest takie ważne to bym chyba na siłę podawała leki temu mojemu upartemu jak osioł partnerowi. Pani doktor proszę mi obiecać, że on przeżyje i że będzie sprawny i w ogóle wszystko dobrze się skończy…
Tylko, że lekarze nie dysponują magicznymi różdżkami i nie zawsze, pomimo jak najlepszej wiedzy i lekarskich umiejętności wszystko da się naprawić, odwrócić jak w grze komputerowej. Właśnie w takich momentach myślałam, że trzeba znaleźć jakąś dobrą formę komunikacji aby dotrzeć do szerokiego grona odbiorców, aby ich ZAWIADOMIĆ o kluczowych dla zdrowia sprawach.
W gruncie rzeczy przecież chodzi o to aby jak najdłużej zachować sprawność, cieszyć się życiem i unikać szpitali.
Czemu obecnie obserwujemy taki kryzys zaufania do wiedzy lekarskiej?
Być może dlatego, że profesjonaliści nie docierają z właściwym przekazem do szerokiego grona odbiorców. Między innymi z tego powodu napisałam “Serce w dobrym stylu”. Mamy mnóstwo świetnych podręczników dotyczących zdrowia ale zrozumiałych tylko dla wąskiej grupy specjalistów. I mamy też niestety zbyt dużo infantylnych przekazów, upraszczających tą tematykę np. kwestię cholesterolu sprowadzają do podziału na “dobry i zły”. Co może być niezrozumiałe i wprowadzać w błąd zwykłego człowieka. I nie ma niczego pośrodku. Żeby stosować się nawet do prostych zaleceń trzeba rozumieć ich sens. Rzetelna wiedza podana w odpowiedni sposób jest podstawą wszystkiego. Uważam, że trzeba wyjaśniać procesy toczące się w organizmie. Ja na przykład uczyniłam śródbłonek naczyniowy prawdziwą „gwiazdą” mojej książki i otrzymuję wiele sygnałów, że Czytelnicy zachwycają się tym tematem. Zrozumienie potrzeb własnego śródbłonka to klucz do zrozumienia potrzeb całego organizmu. Życie wewnątrz naczyń krwionośnych jest mega ciekawe!
Krótkie broszurki rozrzucane w przychodniach zdrowia w stylu: nie pal, zdrowo się odżywiaj są nieskuteczne ponieważ nie tłumaczą sensu podejmowania wysiłków na rzecz własnego zdrowia. To tylko jakieś puste hasła, na które nikt już nawet nie zwraca uwagi. Moja książka po raz pierwszy tłumaczy szereg zależności. Co ciekawe wielu lekarzy mówiło mi, że dzięki tej publikacji oni sami uporządkowali sobie wiedzę, zrobili swoisty bilans czy rzeczywiście szanują swoje zdrowie. Zwłaszcza gdy spotykają się przy szpitalnym łóżku kolegi po fachu w ciężkim stanie po udarze mózgu, bo nikt nigdy nie mógł go przekonać do rzucenia palenia. Wtedy też pojawiają się problemy do rozwiązania dotyczące finansów. Kto utrzyma jego rodzinę, przecież teraz nie będzie mógł pracować przez jakiś czas. A jeśli w ogóle nie odzyska sprawności?
Życie to nie serial. W życiu trzeba płacić swoje rachunki i zobowiązania… Bardzo chętnie poleciłabym blogerom zajmującym się finansami, aby temat mądrego dbania o zdrowie umieścili gdzieś w swoich poradach o oszczędzaniu pieniędzy. Zachęcam Pana Michała Szafrańskiego!
Dlaczego zdecydowała się pani na taką formę wydania “Serca w dobrym stylu”, czyli self-publishing?
Na początku nie wyobrażałam sobie tego, że mogłabym wydać popularno- naukową i na dodatek medyczną książkę bez pomocy wydawnictwa. Jestem osobą zajętą – dlatego takiej opcji nie brałam na początku w ogóle pod uwagę. Ale chciałam też, żeby książka była naprawdę dobra, dopracowana w każdym calu. I nawet czytałam kilka umów wydawniczych. Każdorazowo okazywało się, że moje zdanie co do formy będzie brane oczywiście pod uwagę, ale nigdy nie będzie zdaniem ostatecznym co do okładki, liczby rysunków, ich jakości, i tak dalej. Uznałam, że nie mogę oddać komuś mojej książki, skoro samodzielnie opracowałam całą koncepcję, wiem, co ma być w środku i jak chcę się komunikować z Czytelnikami. Przez lata przeglądałam całe mnóstwo nieskutecznych książek o zdrowiu. Były pisane z dobrymi intencjami, ale zawsze czegoś mi w nich brakowało. Postanowiłam więc zachować sobie swobodę pracy twórczej i wydać ją samodzielnie, z własnym znakiem towarowym. Podjęłam się karkołomnego wyzwania.
Muszę panu powiedzieć, że “Serce w dobrym stylu” to nie tylko książka, ale cały projekt, który ma służyć wszystkim, którzy cenią sobie własne zdrowie, chcą o nie dbać i potrzebują do tego rzetelnej wiedzy. Książka jest dedykowana tym, którzy cieszą się zdrowiem i chcieliby ten stan utrzymać na długo, ale też tym którzy borykają się już z kłopotami, ale mają potrzebę przejęcia kontroli nad chorobą aby w jak najmniejszym stopniu utrudniała im życie. Dlatego częścią projektu jest też strona internetowa książki, blog oraz kanał YouTube „Serce w dobrym stylu” – to był mój pomysł. Musiałam nawiązać współpracę ze świetnymi specjalistami w swoich dziedzinach – informatykami, grafikami… To wymagało mnóstwo, mnóstwo wysiłku i determinacji.
Zaznaczam też, że książka nie zawiera żadnych reklam ani lokowania produktów. To niezwykle ważne dla transparentności przekazu.
Nawiązała też pani współpracę z IMKER.
Tak. Gdy zaczęłam pisać książkę, to nie myślałam o dystrybucji itp. Przede wszystkim zależało mi aby publikacja była jak najlepsza czyli innowacyjna, wyjątkowa, oparta na naukowych faktach ale napisana zrozumiałym językiem, zachęcała urokiem i estetyką do dbania o zdrowie. Zgodnie z myślą Scarlett O’Hary: “Pomyślę o tym jutro” kwestie techniczne pozostawiłam na później. (śmiech). Po prostu skupiłam się na merytoryce. No i po napisaniu książki, na etapie pracy nad składem, wpadłam w lekką panikę. Ale tak się szczęśliwie wydarzyło, że przy okazji omawiania spraw związanych z realizacją animowanego filmu „Ćwiczenia oddechowe – mini wysiłek, gigantyczny zysk” opowiedziałam o problemie lektorowi, Michałowi Dąbrowskiemu (fenomenalny głos, zachęcam do obejrzenia 4 minutowego filmu i wykonywania ćwiczeń). Podzielił się ze mną informacją o firmie IMKER. To był czysty przypadek! Nawiązałam współpracę, z której jestem bardzo zadowolona. Nie tylko ja, przede wszystkim sprawną realizację zamówień doceniają Czytelnicy. Mogę też zdradzić pewną tajemnicę. Niedługo, mam nadzieję, pojawi się też wydanie anglojęzyczne książki. Okazuje się, że taka wersja jest w Polsce bardzo potrzebna, ale też książką interesują się Czytelnicy spoza Polski, słyszeli, że jest rewelacyjna. To dla mnie bardzo ważne i motywujące do działania.
Testowała pani projekt na znajomych?
Oczywiście. Chciałam aby książka była zrozumiała dla wszystkich, niezależnie od wykształcenia. Dlatego prosiłam znajomych spoza świata medycyny aby zgłaszali mi wszystkie uwagi, wskazywali niezrozumiałe fragmenty. Bardzo mi zależało aby książkę dopracować w każdym calu, również graficznym. Z szacunku dla przyszłych Czytelników. Pracowałam ze świetnym grafikiem, który prawdę mówiąc miał powody aby mieć już dosyć współpracy ze mną, bo co chwilę coś poprawiałam, ulepszałam, marudziłam, że to czy tamto musi być lepsze. Skończyliśmy pracę, gdy byłam już w pełni przekonana, że wszystko wygląda naprawdę dobrze.
No właśnie, skąd pomysł na komiksowe ilustracje?
Chciałam aby kolorowe ilustracje były doskonałym uzupełnieniem treści. Są metaforyczne, aby lepiej trafić do wyobraźni. Proszę mi wierzyć: drastyczne zdjęcia medyczne są przeciwskuteczne, każdy kto nie jest związany z medycyną odruchowo odwraca od nich tylko wzrok. Zależało mi, żeby ukazać pewne procesy właśnie za pomocą zgrabnych metafor, które trafią do każdego. Jestem bardzo wdzięczna grafikowi i ilustratorowi, że mieli do mnie taką cierpliwość. (śmiech) Na początku ilustracji miało być dziesięć, ale finalnie jest ich chyba osiemdziesiąt. Były tworzone na potrzeby tej książki, są oryginalne, żadnych „odgrzewanych kotletów”, przedruków itp. Co ciekawe ilustrator nie znał treści. Rysował według moich opisów, czasem szkiców, słownych inspiracji. Niezły eksperyment, prawda?
Czy dostrzega pani zmianę wśród osób, które przeczytały książkę?
Zdecydowanie tak. Wiele osób, które testowały książkę, pod jej wpływem bardzo zmieniło swoje życie na plus. Podobno po lekturze tej publikacji nie da się bez wyrzutów sumienia zapalić papierosów czy przejść obojętnie obok dobrego warzywniaka bez zrobienia zakupów.
No i co pani najlepszego narobiła?
No właśnie. (śmiech) Mąż mojej znajomej najpierw potwornie narzekał, że przeczytał książkę, bo wyrwała go z przyjemnego letargu i zmusiła do zweryfikowania magicznego myślenia o zdrowiu. To początkowo boli. Ale później, po pewnych przemyśleniach, zmienił całkowicie swój sposób żywienia, rzucił palenie, zapisał się nawet na tango i bardzo to sobie teraz chwali, bo zaczął się wreszcie dobrze czuć. Przestał też unikać leków, które powinien przyjmować z powodu nadciśnienia. Jako fizyk potrzebował nieco więcej poważnych argumentów przekonujących go do zażywania leków. Hasło „siły ścinające” oraz rozdział o śródbłonku naczyniowym okazał się kluczowy dla decyzji aby wreszcie przestać ignorować problem i uniknąć udaru mózgu. Wcześniej kolekcjonował niezrealizowane recepty i narzekał, że nikt nie rozumie jego dolegliwości. Po lekturze książki zrozumiał sens profilaktyki i sens leczenia. Dzięki temu ja też czuję, że moja praca miała znaczenie.
Książka „Serce w dobrym stylu” może być doskonałym uzupełnieniem wizyty lekarskiej, nie tylko u kardiologa ale tez chirurga naczyniowego, diabetologa, endokrynologa, pulmonologa, lekarza rodzinnego. Pozwala zrozumieć sens otrzymywanych zaleceń. Niektórzy Czytelnicy twierdzą, że ta książka powinna leżeć w widocznym miejscu w każdym domu i przypominać, że ma się jedno życie o które warto dbać.
Ale będę szczęśliwa i uznam, że moja misja zakończyła się sukcesem, gdy przeczytam za jakiś czas raporty potwierdzające, że zmieniły się na plus fatalne statystyki dotyczące chorób, którym można skutecznie zapobiegać.
***
Epilog (dodany prawie rok po przeprowadzeniu wywiadu)
Z jakim odbiorem spotkała się książka?
Odbiór jest świetny. Okazuje się, że połączenie merytorycznej wiedzy z komiksowymi obrazkami było strzałem w dziesiątkę. Popularno-naukowa książka w takiej postaci jest w pełni zrozumiała dla każdego. A zarazem jest w stanie zaciekawić naukowców, nawet profesorów medycyny. Z takim zamysłem była przez mnie projektowana, pisana i wydawana.
Każdy, kto ją przeczytał i ma możliwość porozmawiania ze mną, żałuje, że nie miał jej wcześniej. I pyta dlaczego nie jest wystarczająco rozpropagowana. Odpowiedź jest prosta: aby napisać taką książkę trzeba być lekarzem praktykiem z krwi i kości, a nie wyłącznie influencerem. Chociaż muszę przyznać, że na prośbę czytelników i dziennikarzy zaczęłam prowadzić w tym roku media społecznościowe i z przyjemnością zauważam, że bardzo treściwe medycznie posty zilustrowane rysunkami cieszą się ogromną popularnością. To świadczy o głodzie merytorycznej wiedzy wielu osób, co jest bardzo pozytywne.
Media nie powielają książki, ja ją nazywam nowoczesnym zeszytem ćwiczeń, solidnie uzupełniającym książkę. Co ważne, we wrześniu bieżącego roku za działalność edukacyjną w takiej formie i stylu zostałam podwójnie nagrodzona prestiżowymi nagrodami. W kapitule konkursu Zdrowa Przyszłość – Inspiracje zasiadali profesjonaliści w dziedzinie ochrony zdrowia, w tym profesorowie medycyny, ale też dyrektorzy szpitali z różnych rejonów Polski. Patronat honorowy nad konkursem objął m.in. NFZ. Rywalizowałam z bardzo dobrymi, dużymi instytucjami. To był zaszczyt, znaleźć się w gronie nagrodzonych. Szczególnie cieszy mnie nagroda specjalna za nadzwyczajne zaangażowanie w edukację zdrowotną Polaków.
Planuje Pani wydania anglojęzyczne?
Tak, aktualnie planuję wydanie w wersji anglojęzycznej, czyli international edition. Będzie ono do kupienia na terenie Polski i dystrybuowane poprzez IMKER. Ale jestem w trakcie rozmów, jeśli chodzi o rynki: amerykański, brytyjski czy niemiecki. Książka nie ma odpowiednika na rynku międzynarodowym. Od dawna osoby dwujęzyczne spoza Polski pytały, kiedy książka pojawi się poza Polską, bo chciałyby ją polecić znajomym.