Współprace z markami na dłuższą metę prowadzą do utraty wiarygodności – wywiad z Oskarem Lipińskim

  z dnia: 8 sierpnia 2025

Z Oskarem Lipińskim, przedsiębiorcą i twórcą internetowym, rozmawiamy o jego niestandardowym podejściu do e-commerce. Zamiast gonić za zasięgami, Oskar buduje stabilne systemy rozwoju marki. Jako twórca DAAG i Master eCommerce Hub pokazuje, że to dobry content, przemyślany produkt i podejście biznesowe influencerów są kluczem do sukcesu w sprzedaży online.


W tym artykule przeczytasz o:

Jak zaczęła się Twoja przygoda z e-commerce i marketingiem? Co Cię wtedy najbardziej przyciągało?

Zaczęło się w 2018 roku, kiedy podjęliśmy próbę sprzedaży produktów dla mężczyzn. Te próby trwały około półtora roku i niestety zakończyły się fiaskiem, bo nie było dopasowania produktu do rynku. Trudno to nazwać całkowitym niepowodzeniem, bo w pewnym momencie udało mi się osiągnąć całkiem niezłą sprzedaż we współpracy z twórcą internetowym i raperem Malikiem Montaną. Sprzedawaliśmy wtedy produkty organicznie i szło to naprawdę nieźle.

Przełom nastąpił w 2019 roku, gdy razem z rodzinną marką DAAG weszliśmy w działania e-commerce. Chociaż wyzwaniem był dla nas czas pandemii w 2020 roku, wszystko zaczęło nabierać tempa. Prawdziwy rozbieg nastąpił w październiku 2022, gdy zaczęliśmy intensywną współpracę z influencerami. Od tego momentu całość zaczęła przynosić realne zyski i rozwijać się w stabilny sposób – zarówno finansowo, jak i biznesowo.


Czy powiedziałbyś, że pandemia była największąprzeszkodą na początku Twojej działalności? Czy były jeszcze inne czynniki, które Cię hamowały albo demotywowały?

Pandemia była jednocześnie największą przeciwnością losu i największą trampoliną. Musieliśmy całkowicie zmienić model sprzedaży – z B2B i white label na B2C, bo po prostu nie mieliśmy żadnych zamówień. Z jednej strony była to więc okazja, żeby spróbować sprzedaży bezpośredniej, a z drugiej – nie mieliśmy wyboru.

Z dzisiejszej perspektywy pandemia wywróciła nam wszystko do góry nogami. Był moment, w którym mogliśmy nie przetrwać jako firma, ale ostatecznie wyszliśmy z tego obronną ręką.


Co skłoniło Cię do rozpoczęcia działalności internetowej?

W marketingu internetowym działam właściwie od samego początku – zaczęło się to już w 2012 roku, kiedy byłem menedżerem i zajmowałem się mediami społecznościowymi dla klubów, organizowałem eventy i koncerty. Można powiedzieć, że w marketing wszedłem razem z początkiem Facebooka. Od zawsze czułem się w tym swobodnie – umiałem się promować lokalnie w Lublinie, więc wiele rzeczy przychodziło mi naturalnie.

Kiedy zacząłem budować markę DAAG, automatycznie stałem się jej twarzą – w pewnym sensie byłem frontmanem tej marki. Zresztą, przez całe życie byłem frontmanem wszystkich projektów, w które się angażowałem. Dlatego naturalne było dla mnie, że skoro udało się osiągnąć konkretne wyniki w DAAG-u, to mogę też stać się twarzą case studies i edukacyjnych treści.

Ta ścieżka zaczęła się u mnie już w wieku 16 lat i od tamtej pory nieustannie byłem na froncie działań. Dzisiaj to po prostu element mojej misji – dzielenie się wiedzą i wspieranie innych.


Czy od początku traktowałeś swoją działalność w sieci jako sposób na rozwój i promocję marki DAAG, czy raczej jako osobny projekt?

Marka DAAG to osobny byt, ale w całej strukturze jest częścią większej całości, której trzonem jestem ja – Oskar Lipiński. Na „samej górze” jestem ja jako marka osobista, a pod nią znajduje się DAAG, Master eCommerce Hub, podcast, działania socialowe – zarówno te związane z marką osobistą, jak i brandami. Wszystkie te elementy są ze sobą powiązane. Strategie, które działają w DAAG-u, często przenoszę na grunt personal brandu. Zespoły między tymi projektami migrują, wspierają się, więc to działa w sposób spójny i systemowy.

Jak wspominałem wcześniej – od zawsze byłem aktywny online. Wiedziałem, jak działa influencer marketing, jak współpracować z twórcami, więc naturalnym krokiem było samemu zostać twórcą. To kwestia powtarzalnych schematów, odpowiednich systemów, zespołu, budżetu. Od około półtora roku traktuję to jako projekt biznesowo-edukacyjny.

Mam świadomość, że 90% osób, które korzystają z moich treści – podcastu, newslettera – nie ma budżetu, żeby dołączyć np. do mojego zamkniętego masterminda. Ale mogą skorzystać z innych produktów, jak Master eCommerce Framework, który daje konkretne know-how. A jeśli dopiero zaczynają i nie mają środków – mogą korzystać z treści darmowych. Taki jest cel: 80% osób korzysta z bezpłatnych materiałów, 10% z bardziej zaawansowanych, a kolejne 10% z treści płatnych.

Z jednej strony to więc biznes, ale z drugiej – projekt, którego fundamentem jest edukacja, wspieranie i wyszukiwanie talentów, tzw. A-players’ów, którzy chcą robić coś wartościowego i wyróżniającego się na rynku.


Jak łączysz logistycznie i czasowo bycie jednocześnie przedsiębiorcą oraz twórcą internetowym? Czy te role się przenikają, rozdzielasz je, a może czasem trudno Ci się odnaleźć między jedną a drugą?

W obu projektach jestem zaangażowany wyłącznie strategicznie – nie operacyjnie. Zarówno w jednym, jak i w drugim mam zespoły, które samodzielnie działają i zajmują się bieżącymi sprawami. Nie czuję się przytłoczony ani zagubiony, bo mam wokół siebie dobrych ludzi, którzy robią dobrą robotę.

Nie postrzegam tego też jako coś szczególnie trudnego. Lubię systemowe podejście i to, że działania w e-commerce i edukacji e-commerce wzajemnie się wspierają. Te projekty są ze sobą tematycznie powiązane, jedno wynika z drugiego, więc wszystko układa się w logiczną całość. Czuję w tym spokój, a nie chaos.


Czyli skupiasz się na delegowaniu zadań? Ile osób zatrudniasz? Na jakim etapie zacząłeś budować zespół i co obecnie dla Ciebie robią?

Tak, wszystko deleguję. Przez pierwsze trzy miesiące robiłem wszystko sam. Po tym czasie pozyskałem dwóch pierwszych partnerów, którzy dali „paliwo” do nagrywania podcastu i jego montażu. Pierwszą osobą był montażysta, który do dziś jest ze mną na stałe. Drugą – wirtualna asystentka, której oddelegowałem sporo rzeczy prywatnych i papierologii, za którą nie przepadam.

Później dołączył technik, z którym współpracuję projektowo. Nie jestem fanem etatów – wolę pracę zadaniową i projektową. Większość mojego zespołu, około 80%, działa właśnie w ten sposób. Nawet jeśli projekty trwają długo, to i tak wolę rozliczać się za efekt niż za godziny. Uważam, że w typowych ośmiu godzinach mieści się może cztery godziny realnej pracy, więc wolę zapłacić więcej za coś konkretnego i dobrze zrobionego, niż trzymać się schematu godzinowego. To inna filozofia niż ta, którą prezentuje wiele osób, ale mi się w niej dobrze pracuje.

Obecnie zespół się powiększył. Mam dwóch menedżerów operacyjnych – jeden odpowiada za back-end, drugi za monetyzację działań. W Master eCommerce Hub działa też osoba odpowiedzialna za Customer Success. Nadal współpracuję z wirtualną asystentką, do tego dochodzi copywriter oraz – od niedawna – social media manager.

Jak na konto z 30 tysiącami obserwujących, może się wydawać, że to sporo ludzi, ale wynika to z tego, że mamy bardzo jakościową społeczność. Tu nie chodzi o wrzucanie zdjęć z wakacji, tylko o dostarczanie wartości – a to wymaga odpowiedniego zaplecza.


Ile czasu tygodniowo poświęcasz na rozwój swojej działalności internetowej? Czy w ogóle da się to oddzielić od Twojej pracy jako przedsiębiorcy?

W poniedziałki i piątki spędzam po trzy godziny na callach z zespołami. Operacyjnie przy komputerze jestem maksymalnie godzinę dziennie. Reszta to spacery na łonie natury, kawa, rozmyślanie i spisywanie notatek. Tak bym określił swoją pracę. Dochodzą też indywidualne rozmowy z nowymi osobami w zespołach i okazjonalne rozmowy dotyczące nowych projektów.

Oprócz tego codziennie rano, około 6:00, poświęcam godzinę na naukę. I oczywiście nagrywam podcasty – 2–3 tygodniowo. Mam już tyle nagrane, że wystarczy mi na kilka miesięcy do przodu.

Trudno mi to wszystko nazwać „pracą”, bo ja nigdy nie traktowałem tego, jak pracę. To zawsze była dla mnie forma zabawy. Dzięki temu mam przestrzeń na kreatywność i pomysły, które procentują dużo bardziej niż siedzenie przy biurku. Nigdy nie czułem, że „pracuję”, a mimo to efekt końcowy jest całkiem konkretny.


Jak budujesz relacje i zaangażowanie w swojej społeczności? Skąd biorą się Twoi odbiorcy? Czy to efekt targetowanych działań, czy raczej wynika z edukacyjnego i eksperckiego charakteru Twoich treści?

Przede wszystkim działam w tzw. blue ocean – nie mam bezpośredniej konkurencji. Na rynku nie ma drugiego praktyka e-commerce, który dzieliłby się wiedzą w taki sposób, w takim tonie i z taką konsekwencją. To daje mi dużą przewagę. Gdybym działał np. tylko na Instagramie jako „kolejny twórca”, byłoby znacznie trudniej.

Drugim kluczowym elementem są działania wielokanałowe: organizuję eventy offline, nagrywam podcasty, tworzę filmy na YouTube, jestem obecny na Instagramie, a od niedawna testuję też regularne treści na LinkedInie i TikToku.

Podstawą jest regularny, konsekwentny content, który naprawdę rozwiązuje problemy moich odbiorców. Nie kopiuję treści z Chatu GPT, tylko tworzę je na podstawie własnej praktyki. I to jest, paradoksalnie, nie aż tak trudne – chodzi o to, żeby być systematycznym i mieć coś realnego do powiedzenia.

Na końcu całej tej ścieżki jest budowanie listy mailingowej – ale to już efekt uboczny wartościowego contentu i realnej relacji z odbiorcami.


Jak zmieniała się Twoja publiczność z biegiem czasu? Czy trafiasz do nowych grup odbiorców, czy raczej cały czas przyciągasz podobny typ osób – tylko w coraz większej skali?

Na początku to była wyłącznie grupa zainteresowana e-commerce. Później zaczęło się to rozszerzać – pojawiło się więcej osób z obszaru marketingu, sporo influencerów, a także ludzie budujący markę osobistą. Teraz zataczamy koło i znowu koncentrujemy się głównie na e-commerce.

Myślę, że obecnie około 60% mojej społeczności to osoby początkujące w e-commerce. Kolejne 20% to osoby średniozaawansowane, a ostatnie 20% – zaawansowane. Wśród odbiorców są też ludzie pracujący w agencjach marketingowych, bo content ma również mocny komponent marketingowy. Powiedziałbym, że to miks marketingu, e-commerce i biznesu.


Jakie masz źródła przychodów z działalności w internecie? Na jakich kanałach i treściach bazujesz oraz w jaki sposób monetyzujesz swoją obecność online?

Zaczynając od samego dołu są to wyświetlenia z YouTube’a. Poza tym realizuję roczne współprace sponsorskie — zwykle dwie, trzy wybrane, strategiczne współprace w roku. Oprócz tego prowadzę konsultacje indywidualne, mentoringi trwające trzy lub sześć miesięcy, ale obecnie skupiam się przede wszystkim na projekcie Master eCommerce Hub — to mastermind dla właścicieli e-commerce, w którym uczą się od siebie nawzajem, od ekspertów i ode mnie. To jest główne źródło dochodu i docelowo chciałbym rezygnować z wszelkich sponsorów czy współprac zewnętrznych, by skupić się wyłącznie na rozwoju i monetyzacji tego projektu.


Czy wierzysz bardziej w siłę własnych projektów i produktów niż w współpracę z markami?

Tak, zdecydowanie. Współprace z markami, zwłaszcza krótkoterminowe, mogą dawać szybki zastrzyk pieniędzy, ale na dłuższą metę prowadzą do utraty wiarygodności. Ja na początku swojego projektu sam miałem takie współprace — potrzebowałem ich, by ruszyć, ale od zawsze byłem bardzo selektywny.

Obecnie mam dwie roczne współprace, ale są to partnerstwa z narzędziami e-commerce, których sam używam i którym ufam, więc je promuję z pełnym przekonaniem. Była też współpraca społeczna z Komisją Europejską, ale poza tym odrzucam około 99% ofert, bo często dotyczą projektów, które mnie nie interesują.

Współprace z markami to szybkie, łatwe pieniądze, które jednak po kilku latach obniżają wiarygodność influencerów. Niestety wielu influencerów łapie się na to, bo nie do końca rozumie biznes, a potem narzekają, że spadają im zasięgi i wiarygodność — to dość powszechny schemat.


Bazując na swoich doświadczeniach z monetyzacją, czy uważasz, że działalność twórcza w internecie może być wyłącznym źródłem zarobku? Jak przejść ze współprac z markami na produkty własne?

Moim zdaniem jak najbardziej — twórczość internetowa może być pełnoprawnym źródłem dochodu, ale pod warunkiem, że podejdziesz do tego jak do biznesu, a nie tylko jako do zabawy. Przekaz dla influencerów jest prosty: czas zacząć się uczyć. Wiedza biznesowa, psychologia, marketing — to są kluczowe obszary, które trzeba poznać i wprowadzić w życie.

Marzy mi się, żeby nasz rynek influencerów zaczął wyglądać jak rynek w Stanach Zjednoczonych, gdzie influencerzy są jednocześnie biznesmenami. Niestety u nas nadal większość influencerów nie ma pojęcia o biznesie, co – z perspektywy mojej firmy – często utrudnia współpracę. Szybkie pieniądze od dużych marek trafiają do osób, które nie rozumieją, jak budować długoterminową wartość.

Żeby przejść ze współprac z markami na własne produkty, trzeba zainwestować czas i energię w edukację i budowę swojej oferty. Trzeba przestać tylko konsumować i kopiować trendy, a zacząć tworzyć wartościowe produkty i projekty, które będą miały realną wartość dla odbiorców. To wymaga cierpliwości i systematycznej pracy, ale wtedy można zbudować stabilny i autentyczny biznes, który będzie się rozwijał niezależnie od tego, czy współpracujesz z markami, czy nie.


Czy dzięki Twojej prywatnej aktywności w social mediach, niezwiązanej bezpośrednio z marką osobistą, udało Ci się nawiązać biznesowe współprace dla marki DAAG? Jak to się przekłada na rozwój firmy?

Tak, bardzo dużo takich sytuacji się zdarza. Ta prywatna aktywność przenika się mocno z działalnością biznesową. Często różne kontakty czy narzędzia e-commerce, które poznaję i testuję prywatnie, potem trafiają do DAAG. To działa jak system, który generuje ciągłe możliwości współpracy dzięki networkowi — cały czas się to nakręca jak kołowrotek.


Jakie błędy w marketingu i e-commerce najczęściej obserwujesz u początkujących, u osób, które dopiero zaczynają?

Największym błędem, który widzę, jest przekonanie, że prowadzenie sklepu internetowego czy biznesu e-commerce jest łatwe. W sieci panuje narracja, że to szybka droga do sukcesu, co jest bardzo mylące. Wielu początkujących nie robi rzetelnej analizy rynku, konkurencji ani nie opracowuje strategii. Po prostu otwierają sklep i liczą, że klienci sami się pojawią i zaczną kupować.

Dzisiaj to już nierealne – konkurencja jest ogromna, a klienci wymagają naprawdę dopasowanej oferty. Dodatkowo wielu z nich ma nierealistyczne oczekiwania, chce szybkich i łatwych efektów, ale mało z siebie daje w zamian. Brakuje konsekwencji i dyscypliny.

W efekcie około 95% osób nie osiąga tego, czego by chciało, bo nie mają produktu dopasowanego do potrzeb rynku ani zgodności między założycielami a rynkiem, na którym działają.

Jak to naprawić? Najlepiej uczyć się od osób, które już osiągnęły sukces — stać się ich „cieniem”, obserwować, podpatrywać i wyciągać wnioski. To najskuteczniejsza droga do tego, by uniknąć najczęstszych błędów i zbudować coś trwałego.


Co poradziłbyś osobom, które zaczynają swoją przygodę z e-commerce?

Jeśli nie masz jeszcze budżetu na inwestycje, zacznij od darmowych źródeł wiedzy. Zapraszam na darmowe odcinki mojego podcastu, a także do zapisu na newsletter, gdzie dzielę się wieloma praktycznymi wskazówkami dotyczącymi e-commerce. Na samym początku nie kupuj kursów — cała potrzebna wiedza jest dostępna za darmo w internecie.

Bardzo ważne jest też, żebyś pisał/pisała do osób, które działają w niszy, która cię interesuje. Stań się ich cieniem — obserwuj, ucz się i oferuj im bezinteresowną pomoc, bez oczekiwania na szybkie korzyści. To najlepszy sposób na zbudowanie relacji i zrozumienie rynku od środka.

Pamiętaj, żeby nie liczyć na szybkie zarobki w e-commerce, zwłaszcza na początku. Sukces wymaga odpowiedniego timingu, dobrego produktu, odpowiednich umiejętności, samodyscypliny i odrobiny szczęścia.


Jak technologia i sztuczna inteligencja wpływają na dzisiejszy e-commerce i marketing? Jak Ty sam się do tego przygotowujesz?

Jeśli ktoś nie korzysta z ChatGPT w e-commerce, to de facto ogranicza swoje możliwości i podcina sobie skrzydła. U mnie w firmie korzystanie z AI, a szczególnie ChatGPT, jest wręcz nakazane w każdym możliwym aspekcie działania.

Mamy e-agentów AI i bazy wiedzy, które są stale aktualizowane. Najwięcej czasu w pracy spędzam właśnie na interakcji z ChatGPT, ale nie chodzi mi o kopiowanie gotowych treści, tylko o dialog, odbijanie pomysłów i tworzenie koncepcji.

Dodatkowo, nagrywam głosówki, które później przekształcam na tekst — na przykład instrukcje dla zespołu czy maile. To pozwala mi ogromnie usprawnić pracę — wszystkie czynności, które kiedyś wymagały wielu kliknięć i czasu, teraz zajmują mi trzy razy mniej wysiłku.

To zdecydowanie ogromna szansa. Technologia pozwala na efektywniejsze zarządzanie czasem, szybsze podejmowanie decyzji i skupienie się na tych elementach pracy, które naprawdę wymagają ludzkiej kreatywności i doświadczenia.


Jakie masz plany na przyszłość? Czy planujesz dalej rozwijać własną markę, czy masz nowe projekty? A może myślisz o zatrudnieniu więcej osób? Jaki jest Twój następny krok?

Nie mam na ten moment jednej, konkretnej, sprecyzowanej wizji, ale mamy jasny plan rozwoju dla każdego z naszych projektów. Wszystko dzieje się powoli, bez pośpiechu. Obserwujemy wzrost zamówień, pracujemy nad automatyzacją procesów w e-commerce i personal brandzie, testujemy nowe rozwiązania i kanały komunikacji.

Czy na końcu stoi jakiś ścisły cel biznesowy? Szczerze mówiąc, nie jest to dla mnie teraz aż tak istotne. Najważniejsze jest dla mnie, aby móc dużo podróżować i żyć w sposób, który daje mi spokój i swobodę — tak jak teraz, kiedy dzielę czas między Dubaj, Bali i Warszawę. Marzę o tym, żeby każdego dnia rano wstawać bez pośpiechu i mieć dużo czasu na spacer, refleksję i kreatywność.

facebook twitter youtube vimeo linkedin instagram whatsup