fbpx

Zapisz się! » do newslettera i odbierz Biznesplan dla self-publisherów!

Wśród podróżników nie ma takiego podziału, że nie mogę czegoś zrobić, bo jestem kobietą – wywiad z Dodo Knitter

  z dnia: 26 października 2023

Gdybym wzięła z ulicy przypadkowego faceta, który nie ma doświadczenia w podróży, nie ma za sobą żadnych kursów samoobrony, po prostu jest facetem i tyle, ludzie od razu by twierdzili, że to dobrze, że z nim podróżuję, że dzięki temu jestem bezpieczniejsza – mówi Dominika Dodo Knitter, podróżniczka oraz autorka książek, która od 2018 roku zwiedziła ponad 60 państw.


W tym artykule przeczytasz o:

Jak zaczęła się Twoja przygoda z podróżowaniem i dlaczego postanowiłaś się tym dzielić z ludźmi w internecie?

Podróżowanie zaczęło się u mnie od dojeżdżania do liceum z Brus autostopem. Był to typowy środek transportu dla większości uczniów, więc nie było w tym nic niezwykłego. W pewnym momencie uświadomiłam sobie jednak, że skoro jeżdżę stopem 25 km, to mogę też przejechać 250 albo 2500 km. I tak zaczęłam jeździć po Polsce przed osiągnięciem pełnoletności z marzeniem, żeby pewnego dnia wyjechać za granicę i zobaczyć ocean. Gdy skończyłam 18 lat, pojechałam z przyjaciółką autostopem do Portugalii i to był mój pierwszy raz za granicą. Nigdy wcześniej nie podróżowałam poza granice kraju, więc był to skok na głęboką wodę.

Jeszcze 9 lat temu, kiedy zaczynałam podróżować, smartfony nie były w codziennym użyciu. Miałyśmy je już wprawdzie wówczas z przyjaciółką, ale był to dla nas w tamtym czasie tak drogi sprzęt, że jeździłyśmy ze starymi, rozsuwanymi komórkami, przez co nie miałyśmy dostępu do map online. Miałyśmy tylko mapę papierową. Więc był to jeszcze zupełnie inny styl podróżowania niż obecnie. Cieszę się, że mogłam tego doświadczyć. Trudno jednak było nam wówczas kontaktować się z rodziną, SMSy były drogie, więc my, chcąc podróżować budżetowo, wysyłałyśmy dwa SMSy dziennie do jednej z mam, one się ze sobą kontaktowały i to tyle. Ale nasi znajomi też byli ciekawi naszych przygód, chcieli wiedzieć, co się z nami dzieje, więc starałyśmy się raz na jakiś czas mieć dostęp do laptopa oraz internetu. Korzystałyśmy z bezpłatnego wifi w McDonaldzie, chodziłyśmy do kafejek internetowych i zaczęłyśmy wrzucać nasze zdjęcia na Facebooka. Założyłyśmy tam swojego bloga. 

Gdy zaczęłam podróżować solo, trochę odrzuciłam ten kanał, bo był on naszym wspólnym (moim i mojej przyjaciółki) dzieckiem. Zaczęłam więc dzielić się moimi podróżami na Instagramie. Moje konto urosło dość szybko.


Czy miałaś wcześniej jakieś inspiracje wśród twórców, influencerów podróżników, których śledziłaś zanim sama zaczęłaś tworzyć w internecie?

Nie, gdy zaczęłam działać na Instagramie nie było jeszcze wielu podróżników na tej platformie. Działali tam głównie lifestylowi influencerzy, jakieś znane osoby, ale nie było treści podróżniczych. Publikując swoje zdjęcia, nie myślałam nawet, że mój kanał może tak urosnąć. Wówczas podróżnicy działali na Facebooku i prowadzili blogi. Znałam kilku twórców podróżników właśnie z Facebooka, czytałam książki Busem przez Świat, oglądałam Kaję z Globstory na YouTubie. Ale na Instagramie nie obserwowałam żadnego podróżnika.

Będąc w Azji, trafiłam na konto Couple Away. Odezwałam się do nich, bo też akurat podróżowali po Azji, i spotkaliśmy się w Wietnamie. Mieli oni wówczas jakieś 8 tys. obserwujących. Wydawało mi się wtedy, że są to już prawdziwi influencerzy, czułam, że spotykam się z gwiazdami. W tamtym czasie zaczęło formować się “kółko” twórców-podróżników działających na Instagramie. Byłam wśród nich ja, Couple Away, The Travelling Onion, Czas na Wywczas, Podróż Odbyta. Stanowiliśmy pierwszą taką grupą w Polsce i bardzo się wspieraliśmy.


Fajne, że potraficie się wspierać, a nie rywalizować między sobą. Środowisko influencerów nie wydaje się być najlepsze do tworzenia przyjaźni, ale w przypadku podróżników-twórców jest chyba inaczej.

Tak, zdecydowanie. Czasem ludzie pytają, czy nie postrzegam innych podróżników jako konkurencji, itd., ale my wszyscy mamy zupełnie inny sposób podróżowania. Nawet, jeśli jedziemy do tych samych miejsc, to pokazujemy je z innej perspektywy. Ktoś jeździ solo, ktoś inny w parze, ktoś vanem, ktoś stopem, ktoś bardziej się skupia na YouTube, inny na Instagramie. Nasze treści są różne, mamy różnych odbiorców. Na pewno czasami zdarzają się w tym środowisku spięcia i konflikty, ale jeśli chodzi o moje relacje z innymi podróżnikami, to są one oparte na przyjaźni i wsparciu. Spotykamy się tak często, jak tylko możemy.


Twoim głównym kanałem jest Instagram, ale przez chwilę prowadziłaś też bloga, piszesz książki. Czy masz jeszcze jakieś inne pomysły na rozwój swojej działalności, czy chcesz pozostać przy dotychczasowych kanałach?

Zostaję przy Instagramie i książkach. Mam nadzieję, że powstanie jeszcze jakaś książka. Na pewno nie będę kierować się na YouTube, bo prowadzenie tam konta wymaga za dużo pracy. Tworzenie na Instagramie pochłania już mnóstwo mojej energii. Pewnie inaczej byłoby, gdybym podróżowała z kimś i wspólnie prowadzilibyśmy kanały. Jestem jednak sama i nie mam z kim dzielić tych zadań, muszę sama się wszystkim zająć. Sama robię zdjęcia, nagrywam, edytuję, montuję, muszę śledzić trendy, a do tego planować podróż i jeszcze się nią cieszyć. Myślę, że gdybym założyła YouTube, ucierpiałby na tym ten ostatni element, czyli radość z podróży, dlatego się na to nie decyduję.


Co Cię zmotywowało, zainspirowało do wydania własnej książki?

Pandemia (śmiech). Gdy zaczęłam pisać książkę, miałam 20 tys. obserwujących na Instagramie. Myślę, że jest to już fajny moment na tworzenie swoich produktów i rozpoczęcie sprzedaży, bo jest to duża grupa osób. Co jakiś czas dostawałam wiadomości od odbiorców, w których sugerowali mi, że powinnam napisać książkę. Ten pomysł kiełkował mi w głowie od dawna, ale zawsze sobie mówiłam, że jeszcze jestem za głupia, że to jeszcze nie jest ten czas, zastanawiałam się, kto to w ogóle będzie czytał. Jednak gdy zaczęła się pandemia, a ja wróciłam z Afryki, odpadły mi współprace związane z podróżami, na które się cieszyłam, bo wreszcie miały się pojawić zarobki z Instagrama. Nie mogłam też w związku z lockdownem wyjechać, jak co roku, do pracy sezonowej za granicę, więc zostałam bez żadnego źródła dochodu. Miałam i tak wygodną sytuację, bo mogłam wtedy mieszkać z rodzicami. Brak możliwości podróżowania, pracy za granicą, brak dochodu zmotywowały mnie do pisania. Było mi głupio przyznać się do tego, że piszę książkę. Dopiero jak miałam gotowe trzy czwarte ebooka, wyznałam to rodzinie, a później ogłosiłam to nieśmiało na Instagramie. Pierwszy ebook sprzedał się bardzo dobrze. Do tej pory wydałam trzy książki, również w wersji papierowej.


Podziwiam, że udało ci się to tak długo utrzymać w tajemnicy przed twoją rodziną.

Ja jestem taką osobą. Mogę sprawiać inne wrażenie przez to, że jest mnie dużo na Instagramie, ale jeśli chodzi o rzeczy, których nie jestem pewna albo osobiste sprawy, to nie lubię się nimi dzielić nawet z najbliższymi. Dlatego było to dla mnie dosyć normalne, że tak długo trzymałam tę informację w tajemnicy, nawet trudniej było mi ją w końcu z siebie wyrzucić.


Jak wyglądało w twoim przypadku budowanie społeczności? Czy przypominasz sobie kulminacyjny moment twojego konta, kiedy poczułaś, że jesteś rozpoznawalna?

Moje konto zaczęło rosnąć podczas pobytu w Azji. Miałam wtedy ok. 6-8 tys. obserwujących, co już było dla mnie naprawdę dużą liczbą. Wówczas mieliśmy to nasze grono twórców-podróżników i rośliśmy w podobnym tempie. Moi znajomi twórcy pokazywali mi, że to, co robię, ma wartość. Doradzali, żebym więcej pisała po polsku, częściej publikowała treści na kanale, wrzucała stories, itd. 

Gdy bardziej się zaangażowałam, zaczęłam się bardziej otwierać, zwierzać, pokazywać jak wygląda życie w podróży, moje konto zaczęło szybko rosnąć. Pojawiły się wówczas pierwsze wzmianki o mnie, wywiady, ale również pierwszy hejt. 

Każda podróż przynosiła wzrosty konta, były jednak również zastoje. Miałam chwile, kiedy mi się nie chciało oraz takie momenty, kiedy byłam podekscytowana tworzeniem. Ciągle ups and downs. Chyba największy wzrost obserwacji zanotowałam po poście o Coca-Coli i Nestle, w którym poruszyłam kwestie społeczne. Takie wartościowe treści najbardziej rozwijały moje konto, dlatego mam również takich odbiorców – zainteresowanych światem, a nie tylko ładnymi obrazkami.


Wspomniałaś o hejcie. Czego on głównie dotyczył?

Byłam w ogromnym szoku, kiedy przyszła pierwsza fala hejtu. Stało się to po wywiadzie dla fly4free. Była to rozmowa o tym, że podróżowałam po Azji za 30 zł dziennie – taki był mój budżet. Zarobiłam te pieniądze pracując jako kelnerka na studiach, nie miałam więcej, więc taki budżet sobie założyłam. Żeby się w nim zmieścić jeździłam autostopem, spałam w namiocie. Po tym wywiadzie niektórzy zaczęli mówić, że to niemożliwe, że na pewno dorabiam w inny sposób, że jestem głupia, że proszę się o gwałt, porwanie, bo jeżdżę sama. Niektórzy twierdzili, że na pewno nie podróżuję sama, bo jestem zbyt ładnie ubrana, zadbana, czysta. Że rozstawiam namiot tylko do zdjęć. Albo że mam bogatych rodziców i to jest jedna wielka ściema z tymi 30 zł. Bo ktoś też był w Azji i zapłacił za tydzień 5 tys. zł. 

Cały czas dostaję hejt, ale już nie zwracam na niego uwagi, bo są to po prostu domysły ludzi. Niektórzy łączą jakieś kropki i wyciągają mylne wnioski, opierając na nich swoje teorie, które nie mają nic wspólnego z prawdą. Czasem jest to nawet śmieszne. Staram się jednak, żeby nie docierało to do mojej rodziny, bo oni by się tym bardziej przejmowali niż ja.


Mając taką liczbę obserwujących praktycznie nie da się uniknąć hejtu.

Tak, dokładnie. Hejt jest częścią bycia twórcą internetowym, ale nie zgodzę się z tym, że jest to część, na którą trzeba się godzić. Często ludzie tak mówią, że skoro działasz, to hejt staje się nieodłączną częścią twojego życia. To nieprawda, ludzie nie muszą tego robić, hejt często wynika z zawiści, nie jest to konstruktywna krytyka, a snucie głupich domysłów i tworzenie teorii na podstawie własnych doświadczeń. Bo często ludzie nie potrafią zrozumieć, że ktoś może żyć inaczej niż oni. Mam nadzieję, że kiedyś to się zmieni, będzie mniej hejtu. Że ludzie zrozumieją, że są różne sposoby na życie i każdy może mieć inny pomysł na siebie.


Hejt, który cię spotyka, dotyczy często samego faktu, że podróżujesz solo będąc kobietą. W naszym społeczeństwie to chyba jeszcze nie do pomyślenia dla niektórych…

Tak, wkurza mnie to i bawi zarazem. Gdybym wzięła z ulicy przypadkowego faceta, który nie ma doświadczenia w podróży, nie ma za sobą żadnych kursów samoobrony, po prostu jest facetem i tyle, ludzie od razu by twierdzili, że to dobrze, że z nim podróżuję, że dzięki temu jestem bezpieczniejsza. Podczas gdy ja mam już doświadczenie, podróżuję od 9 lat, od 5 na pełen etat, wiem jak się zachować w różnych sytuacjach, wiem coś o różnych kulturach. Ale i tak ludzie twierdzą, że jestem słabsza i proszę się o niebezpieczne sytuacje bardziej niż ten facet, który nie ma podobnych doświadczeń. 

Wśród podróżników nie ma takiego podziału, że nie mogę czegoś zrobić, bo jestem kobietą, że facet zawsze ma rację, że jest silniejszy. Wspieramy się nawzajem, dyskutujemy, nie czuję nigdy, że jestem gorsza czy bardziej zagrożona. Później jednak wychodzę ze swojej bańki podróżniczej i widzę takie zawistne, zniechęcające komentarze. Jak dziewczyny mają się nie bać, gdy coś takiego czytają, gdy są straszone, gdy takie rzeczy są im wmawiane? Że proszą się o tragedię, że podróżowanie solo, gdy jest się kobietą, jest głupie i niebezpieczne. Gdyby coś niebezpiecznego faktycznie się wydarzyło, takie dziewczyny nie otrzymają wsparcia, tylko jeszcze padają ofiarą hejtu. To jest nie do pomyślenia.


W świecie podróżników panuje też chyba równowaga, jeśli chodzi o liczbę podróżujących kobiet i mężczyzn. Nie ma takiej reguły, że podróżują głównie faceci.

W Ameryce Centralnej, gdzie statystycznie jest niebezpiecznie, spotykałam więcej solo podróżniczek niż podróżników. W hostelu, siedząc z tymi kobietami, zastanawiałyśmy się nawet wspólnie, gdzie są ci faceci podróżujący solo. Jak już spotkałyśmy jakiegoś mężczyznę, to albo podróżował wspólnie z dziewczyną, albo w grupie innych facetów. 

W Azji Południowo-Wschodniej było z kolei odwrotnie. Więcej spotkałam wówczas mężczyzn podróżujących solo. Nie wiem, czy to kwestia kierunku podróży, czy tego, że świat się zmienia i dziewczyny mają teraz więcej odwagi i chętniej decydują się na taki styl podróżowania. 

Nie mówię, że podróżowanie jest w 100% pozbawione ryzyka. Ale tak naprawdę siedzenie w domu też nie jest do końca bezpieczne, w Polsce też zdarzają się niebezpieczne sytuacje. Ja sama doświadczyłam ich najwięcej mieszkając w Gdańsku. Nie uzależniam swojego poczucia bezpieczeństwa od lokalizacji. Trzeba być po prostu ostrożnym, mieć świadomość potencjalnych zagrożeń i być czujnym.


Pamiętam jak kiedyś powiedziałaś, że jeszcze 2 lata i rzucasz Instagrama. Co planujesz później, co z podróżami? Czy bycie cały czas online jest dla Ciebie bardzo męczące?

Jest męczące. Praca twórcy nie jest bardzo trudną pracą. Zarobki influencera również są dobre. Ale jest to zajęcie obciążające psychicznie, pozbawiające prywatności. Gdy jestem poza Polską, np. w Afryce, czuję, że mogę być totalnie sobą. Nikt mnie nie zaczepia na ulicy, itd. Inaczej jest, gdy wracam do Polski, wtedy czasem mnie to przytłacza. Nawet, gdy np. składam zamówienie w sklepie internetowym i kupuję plecak, dostaję wiadomość zwrotną “O cześć Dodo, to Ty!”. Nie mogę nawet niczego spokojnie zamówić, bo ludzie mnie znają. Chciałabym jeszcze sobie spokojnie pożyć, więc myślę, że jeszcze kilka lat tworzenia i wystarczy, ale to nie znaczy, że podróży nie będzie. Nie zrezygnuję z nich, ale będą one w innej formie. Kto wie, może jeszcze mi się to odmieni. Chciałabym jednak, również zawodowo, skupić się na trochę innych obszarach.


Omówiłyśmy sporo wad pracy influencera, twórcy. Jakie są w takim razie zalety twórczości internetowej?

Zalet jest zdecydowanie więcej. Niektóre elementy tej pracy są obciążające, głównie psychicznie, jest presja, trzeba cały czas się pilnować, zwłaszcza w przestrzeni publicznej, uważać, co się mówi. Cenię jednak swoich obserwujących, z wieloma z nich mam kontakt. Mam kilku znajomych, których poznałam przez to, że zaczepili mnie na ulicy i teraz są jednymi z moich najlepszych przyjaciół. Również podczas podróży poznaję wiele wartościowych osób. 

Do zalet wynikających z bycia twórcą mogę również zaliczyć możliwość pracy w trasie. Fakt, że nie ogranicza mnie miejsce, że mogę spełniać swoje marzenia podróżnicze. Nawet, jeśli płacę więcej za lot, to mówię sobie, że to jest moja praca, więc mogę sobie na to pozwolić, bo wiem, że to się w pewnym momencie zwróci. Cieszę się, że mam grono ludzi, z którymi mogę się dzielić moimi przygodami, przemyśleniami. Jest to szczególnie cenne, kiedy jestem np. w innej strefie czasowej i cała moja rodzina, wszyscy znajomi śpią. Zawsze wówczas, mimo później pory, znajdą się na Instagramie osoby, które się odezwą i z którymi mogę porozmawiać, gdy czuję taką potrzebę. Zaletą są również współprace z fajnymi markami. Jedną z nich jest Sony, uwielbiam tę ekipę, cieszę się, że dzięki nim mogę się rozwijać fotograficznie i dostaję od nich zawsze motywującego kopa.


A co daje ci samo podróżowanie? Czy podróże solo w jakiś sposób cię odmieniły?

Podróżowanie solo zwiększyło moją wiarę w siebie i dało mi poczucie, że mogę więcej, niż mi się wcześniej wydawało. Od dawna chciałam podróżować, ale wcześniej wyobrażałam sobie to tak, że wybiorę się w jakąś dłuższą podróż z partnerem czy przyjaciółką, nie sama. Kiedyś nie myślałam również, że będę mogła zbudować swój własny dom, w pojedynkę. Sądziłam, że dopiero, gdy będę miała partnera, męża, zbudujemy wspólnie dom. Nie myślałam w ogóle, że kolejność może być odwrotna – że mogę najpierw mieć dom, a później ewentualnie partnera. Podróże dały mi odwagę do wybudowania własnego domu, założenia działalności, co również na początku wydawało mi się ryzykowne. Nauczyłam się podejmować odważniejsze kroki w codziennym, prywatnym życiu. Mam więcej pewności siebie.


To właśnie takie stereotypowe myślenie, że najpierw studia, później rodzina, praca, dom. Fajnie, że zaczyna się to zmieniać.

Gdy powiedziałam mojej babci, że będę budować dom, ona spytała: “A to ty już nie chcesz mieć męża?” (śmiech). Stwierdziła, że każdy facet się przestraszy kobiety z własnym domem.


Twój tiny house również stanowi inspirację dla twoich obserwatorów. Wprawdzie moda na mini domy w Polsce dopiero zaczyna się pojawiać, ale za granicą już od jakiegoś czasu panuje taki trend, istnieją nawet kanały i filmy na YouTube poświęcone tiny houses.

Tak, do Polski ten trend jeszcze nie dotarł. Rozmawiałam o tym właśnie z twórcami z kanału PodróżoVanie, że jest taka zasada, że jeśli coś jest popularne w Stanach, to parę lat później jest modne również w Polsce. Tiny houses już są w Stanach, jeszcze nie do końca jest to trend w naszym kraju, widzę jednak, że powoli wzrasta zainteresowanie mini domami wśród Polaków. Dostaję często wiadomości od moich obserwatorek z pytaniami o tiny house, wiele z nich również zaczyna samodzielnie budować takie domy.


Czy często czujesz, że inspirujesz inne osoby, dostajesz takie wiadomości, że np. ktoś dzięki tobie zaczął podróżować, zmienił coś w swoim życiu?

Tak i to jest jedna z największych zalet mojej pracy. Takich wiadomości dostaję naprawdę dużo. Dziewczyny dzielą się ze mną swoimi podróżami, wysyłają zdjęcia. Niektóre obserwatorki są ze mną od bardzo dawna, inspirują się moimi podróżami i czerpią z moich poleceń. Widzę, że się rozwijają, że wybierają się w coraz dłuższe i dalsze podróże i bardzo mnie to cieszy.


Czy czujesz, że w związku z pracą podróżnika-twórcy, stylem życia, który prowadzisz, musiałaś z czegoś zrezygnować?

Nie ma takiego wyboru, który nie przynosi straty. Jest to kwestia ustalenia swoich priorytetów. W związku z moimi podróżami, straciłam na pewno wielu znajomych, trudniej utrzymać jakiekolwiek dłuższe relacje prowadząc taki styl życia. Wiele osób poznaję w drodze, ale są to z reguły krótkotrwałe znajomości, spłycone relacje, bo wyjeżdżając z danego miejsca nie wiemy, czy jeszcze kiedyś się spotkamy. 

Myślę jednak, że na zatrzymanie się w miejscu jeszcze jest czas. Póki mam siłę, chęci i odwagę, bo z wiekiem ona trochę zanika, to chcę z tego korzystać. Ale zarazem staram się robić, co mogę, żeby utrzymać kontakt z moimi bliskimi. Teraz jest łatwiej, bo moi najbliżsi znajomi to podróżnicy i oni wiedzą, jak to jest być ciągle w trasie, nie oczekują spotkań co miesiąc. Widujemy się raz na rok, ale nie mamy z tym problemu.


Masz jeszcze jakieś wymarzone destynacje?

Demokratyczna Republika Konga – trudny kierunek, ale stanowi moje największe marzenie, jeśli chodzi o Afrykę. Oprócz tego, chcę wybrać się do Namibii, mam nadzieję, że uda mi się ten wyjazd zrealizować jeszcze w tym roku. Bardzo chciałabym przejechać konno Mongolię. Poza tym, marzy mi się jeszcze Patagonia. To nie byłby jakiś wielki wysiłek, żeby polecieć do Patagonii i ją w końcu zobaczyć, mogłabym to zrobić jeszcze w tym roku, ale marzę o tym kierunku już od 17 roku życia i ciągle go sobie odkładam jak taką wisienkę na torcie. Bardzo chciałabym już tam być, ale zostawię sobie go na deser.


Czy to prawda, że gdy dużo się podróżuje, to ma się większe wymagania i mniej rzeczy zachwyca?

Tak, na pewno. Czasem jest to trochę dołujące, bo trudniej jest znaleźć coś nowego, świeżego. Dlatego np. lubię podróże z moją mamą – raz na dwa lata staram się gdzieś z nią polecieć. Ona jeszcze ma w sobie ten zachwyt, gdy widzi nowe miejsca, bo nie podróżuje dużo, głównie ze mną. Gdy widzę, że mama zachwyca się małymi rzeczami podczas podróży – bananowcami, palmami, falami na oceanie – to wracam pamięcią do moich pierwszych podróży i odczuć z nimi związanych. Dzięki temu jestem w stanie w sobie na nowo obudzić ten zachwyt i ekscytację. 

Jednym z miejsc, które ostatnio wyjątkowo mnie zachwyciło, był San Blas. Nie jestem w stanie sobie nawet wyobrazić piękniejszych plaż, bardziej wyjątkowego miejsca niż te wyspy. Nie ma tam turystów, plaże są dzikie, jest czysto, przejrzysta woda, piękna pogoda i do tego mieszkają tam cudowni ludzie – Indianie Kuna, którzy są najbardziej uprzejmymi ludźmi na świecie. 

Myślę, że czymś nowym będzie dla mnie jeszcze Amazonia oraz bardziej “zimowe” obszary, takie jak Antarktyda.


Jak oceniasz rynek twórców podróżników? Czy da się jeszcze na nim wybić?

Na rynku twórców podróżników jest jeszcze miejsce dla nowych osób. Trzeba się jednak czymś wyróżnić, aby się wybić. Co jakiś czas robię u siebie na kanale polecenia małych kont, poniżej 10 tys. obserwujących, z potencjałem. Wśród nich jest mnóstwo kanałów podróżniczych. Przeglądając je, często mam wrażenie, że już widziałam niektóre z nich. Są one podobne, prowadzone w podobny sposób i brakuje im czynnika wyróżniającego.

Ja zaczęłam tworzyć w dobrym czasie. Dzisiaj jest dużo dziewczyn podróżujących solo i myślę, że obecnie byłoby mi się trudniej wybić. Teraz jednak są rolki, które stanowią dobry sposób na dotarcie do ogromnej liczby osób. Mój znajomy, Tomek Kurcaba, pracuje w polskiej stacji badawczej na Antarktyce i również prowadzi konto na Instagramie – jest ono przepiękne. Wrzuca zdjęcia, relacje pokazujące jego życie w tej stacji, naturę. Treści, które publikuje, są bardzo interesujące. Ale jeszcze niedawno miał zaledwie 8 tys. obserwujących. Wrzucił jednak kiedyś rolkę, którą zobaczyło 27 mln osób, do tego poleciłam go na swoim profilu i jego konto wzrosło w ciągu dwóch dni do 96 tys. obserwujących. Jest więc szansa na wybicie się dla nowych twórców. Cały czas można dotrzeć do nowych osób, a tworzenie rolek jest zdecydowanie dobrą drogą do tego, by szybko urosnąć.


Co byś powiedziała osobom, które chcą wyruszyć w podróż i dzielić się nią w internecie?

Przede wszystkim podróżowanie i jednoczesne relacjonowanie tego nie jest zajęciem dla każdego. Jeśli czujesz, że nie jest to twoja bajka, to nie rób tego na siłę, bo są inne sposoby na zarobek i można inaczej pracować w podróży.

IMKER
IMKER

Firma IMKER od 2015 roku wspiera twórców i producentów we wprowadzaniu własnych produktów na rynek. Wyróżnia się kompleksowością usług - oferując m.in. doradztwo, usługi fulfillment, support (obsługa klienta) oraz SalesCRM (oprogramowanie do sprzedaży). IMKER prowadzi Twórców przez całość procesów związanych ze sprzedażą w internecie, od uruchomienia sprzedaży, poprzez przedsprzedaż, magazynowanie, pakowanie i wysyłkę, aż do profesjonalnej obsługi klienta i zwrotów.

Odbierz wartościowy bonus przy zapisie do newslettera!

Wzór biznesplanu książki dla selfpublishera na 12 miesięcy! Będziemy Ci także regularnie (co wtorek) wysyłać ciekawe inspiracje dotyczące świata twórców online.

    Twoje dane osobowe będą przetwarzane w celu obsługi newslettera przez IMKER spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością (dawniej „IMKER KRZYSZTOF BARTNIK”) z siedzibą w Zamościu, ul. Szczebrzeska 55A, 22-400 Zamość, KRS: 0000967893, na zasadach opisanych w polityce prywatności. W każdej chwili możesz zrezygnować.

    Twoje dane są u nas bezpieczne. 🛡️